baby development

29.12.2011

Co by tu...

Zyje , nie martwcie się . Święta minęły szybko, jak w powiedzonku. Prezenty się udały :) moi wspaniali tesciowie zostają z nami aż do 6 stycznia, i cieszę się z tego. Lubię ich bardzo i choć mała przestrzeń, która dzielimy sprawia , ze czasem mam ich serdecznie dość , to rownież mogę pozwolić sobie na wiecej wyjść- to na fitness, to na basen czy do znajomej na ploteczki :). Udało się, całkiem niezamierzenie, nie przytyc ani kilograma, może to przez to, ze mam ostatnio duuuuzo ruchu:) Maja zaczęła mówić prostymi zdaniami, to zasługa tłumu w domu, ciagle ktoś coś do niej mówi no i są efekty :)

1.12.2011

sama

Tak to już jest, że z problemem trzeba sobie poradzić samemu.
Nikt nie wie, co dzieje się w Twojej głowie, nie zna Twoich myśli, uczuć, zamiarów, rozterek , nie czuje Twojego bólu , rozpaczy itp.
Może wesprzeć , opierając się na Tym, co sam myśli, wyobraża sobie, lub na tym, co Ty mu mówisz.
Ale jeśli nie możesz powiedzieć....? Wspomnieć, napomknąć, dać do zrozumienia...?

Sama.

Zabawne, jak wszyscy wokół nie wiedząc- wyczuwają problem, którego natury nie znają , nie domyślają się- ale na wszelki wypadek-odsuwają się.
Z daleka jest przecież bezpieczniej, czyż nie.....?



Byłam na zakupach w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się na prezent/y.
Myślałam- zobaczę i będę wiedziała.
Coś do mnie przemówi , zainspiruje mnie.
A figa.
Kupiłam coś jedynie dla Mai .
Oraz dwie rzeczy dla osoby, która ostatnio zajmuje moje myśli bez przerwy.
Wiem, że nie powinnam, ale pieprzę to.
Jestem odurzona czymś nowym, co wprawia mnie w taką euforię, jak to tylko możliwe.
Tak to jest, jak się człowiek... zadurzy.....

24.11.2011

Ciągle słyszę, że wylewa się ze mnie blask, że promienieję, że ostatnio wypiękniałam.
Znajomi , koleżanki, Puzel nawet...

Nie wiedzą , że strasznie mi ciężko, że moją duszę szarpie ogromny ból.
Nie mogę jeść, schudłam .
Nie mogę spać.
Jeśli już zasnę, śnię straszne rzeczy.
Dlaczego TEGO nie widać ?

31.10.2011

piercing

Mam kolczyk w nosie.
Na starość mi się w głowie przewróciło :)
Nogi mi się trzęsły, kiedy wchodziłam do studia tatuażu i body piercingu.
Podpisałam, co trzeba i poszłam z panem, który miał całe ręce w tatuażach.....
Usiadłam na kozetce, kiedy wyjaśniał mi, co i jak.
Powiedział też, że policzy do trzech i wtedy to zrobi, ale mu nie uwierzyłam, hehe.
Zaklinał się, oczywiście i prosił, żebym mu zaufała, po czym powiedzał "1" i nacisnął spust.
Zapiekło minimalnie.
I już.
Pierwszego dnia nos nie bolał wcale, wczoraj i dziś już nie jest tak fajnie.
No cóż, chciałam, to mam :)
Czekam tylko, aż się wygoi, i zmienię kolczyk na mniejszy :)


Dziś wybieramy się na małe halloween party, Maja ma śmieszny strój małego pajączka , ale za nic nie chce go włożyć.
Cóż, może ja się przebiorę :):):)



Jak zwykle, ostatni dzień października napawa mnie lekkim przerażeniem.
Bo jutro już będzie listopad- miesiąc, który od kilku lat wolałabym wymazać z pamięci całkowicie, do zera :(

26.10.2011

potrzebuję solidnego kopniaka

W środek tyłka , butem z metalowym czubkiem .

Chyba pakuję się się w coś bardzo, bardzo głupiego.

17.10.2011

czy dziś jest może trzynastego, piątek...??????

Chyba wyczerpałam limit nieprzyjemności ( delikatnie rzecz ujmując) na kilka następnych miesięcy.
Cały dzień spieprzony- od rana do wieczora co chwila coś.
Nawet dzisiejsze zajęcia na basenie były beznadziejne- zamiast wrócić przyjemnie zmęczona- wróciłam znużona i bez energii.


FUCK !!!!!!


Czas chyba skupić się na rzeczach naprawdę ważnych.

14.10.2011

wycinanki

Niedługo Halloween.
Pobawiłyśmy się troszkę.
Maja dzielnie przeszkadzała :), była cała w tych oślizgłych glutach z wnętrza dyni, ale jaka szczęśliwa !!!

Oto efekt:





13.10.2011

odwaliło mi

Ledwie odżyłam troszkę po tej chorobie , a już wcieliłam w życie kolejny świetny pomysł .
Poszłam dziś na fitness...
Zajęcia prowadzi moja instruktorka od aerobiku w wodzie było bardzo sympatycznie.
Super muza ( uwielbiam głośne rytmiczne bam bam bam ).
ALE !!!!!!
Tak się przykładałam do ćwiczeń , że ...
Myślałam , że nie dam rady dojść do domu.

Wydawało mi się, że jestem w świetnej formie i miałam rację- tylko mi się tak wydawało.....
Moje uda , łydki, pośladki- to jeden wielki ból.
Nawet na kiblu nie mogę normalnie usiąść, tylko muszę oprzeć się najpierw na rękach......
Jedynie mięśnie brzucha mnie nie zawiodły, nadal są twarde jak kamień i ćwiczenia na zajęciach to była dla mnie pestka .
Jesli tak czuję się dziś, świeżo po zajęciach, to co to będzie jutro....?
Ojapierdole.



No , ale tyle fajnych lasek tam przyszło ....

10.10.2011

nocnikowanie

Po letniej próbie odstawienia pampersa -nieudanej zresztą - przestaliśmy próbować.
Pozwoliłam Mai samej zdecydować, kiedy to się stanie.
I chyba nadszedł ten moment- zaczęła wołać :)
To niesamowite.
Co prawda, nadal nosi pieluszkę, bo zdarza sie jej jeszcze siknąć, zanim usiądzie na nocnik, ale są widoki na to, że do Świąt uda nam się zupełnie jej się pozbyć !!!!


Hurrraaaa, jestem taaaakaaaaa dumna !!!!!

8.10.2011

Sama to sobie zrobiłam.
Kto by pomyślał.
Pojechałam chora, wróciłam na ostatnich nogach.
Najpierw dobra wiadomość- wszystko się udało, choć nie obyło się bez nerwowych sytuacji...
Sprawa jest klepnięta, podpisana, nie ma odwrotu.
Ten most spalony :)
I dobrze.
Natomiast zła wiadomość jest taka, że chyba przesadziłam ze świętowaniem...
Poszłam ze znajomymi raz do klubu- wiadomo, jak to jest.
Lekko ubrana , potem spocona wyszłam na dwór i ...
Kolejny dzień spędziłam co prawda w łóżku, ale bynajmniej nie wygrzałam tyłka.
No i mam za swoje.
Nie mogę mówić, kompletnie straciłam głos.
Chore zatoki.
Katar.
Duszności i okropny kaszel.
Dobrze mi tak !


Puzel ugotował mi rosół , kochany jest.

Chociaż bardziej pomoże mi jednak antybiotyk...

4.10.2011

wybywam

W zasadzie zaraz wychodzę z domu.
Wyjeżdżam na parę dni.
Załatwić coś ważnego.
Ale też odwiedzić przyjaciół.
Na pewno nie będę się nudzić...
Walizka złośliwie nie chciała się domknąć, a przecież WSZYSTKO jest niezbędne- elegancki kostium i pasujące do niego szpilki, sukienka na wyjście do klubu, bielizna, kosmetyki, suszarka i inne rzeczy do włosów,  2 ręczniki, kostium kąpielowy, klapki, trampki, jeansy, kilka bluzek.
No i prezenty dla przyjaciół....
Co mam wyjąć?
Wrrrr.

Maja i Puzel zostają sami .
Jestem pewna, że dadzą sobie świetnie radę.
A Puzel... zobaczy , co to znaczy być z dzieckiem w domu :)

29.09.2011

chwile grozy

Nawet w tak małej pipidówie, jak moje miasteczko, nie brakuje łozbuzerii.
Przedwczoraj dwóch zakapiorów próbowało włamać się nam do domu.
Byłam sama z Mają i co przeżyłam, to moje.
Od razu , gdy zorientowałam się, że ktoś manipuluje przy drzwiach wejściowych , zadzwoniłam do sąsiada.
Na szczęście był w domu i po kilku sekundach już był u mnie.
Przepłoszył drani...
Spałam niespokojnie, wyczekując na powrót Puzla z pracy.
Swoją drogą, jaki to niefart, że on pracuje zawsze popołudniami i nocą.....
Mogliby mnie zgwałcić i udusić, a on nic by nawet nie wiedział....

I tak się zastanawiam- co mogliby ukraść?
Komputer, telewizor?
Nic wartościowego w domu nie mamy.
Z drugiej strony, słyszałam o morderstwach dla głupich 10 złotych....



Dziś trochę się już otrząsnęłam.
Byłam z Mają na urodzinach .
Takie fajne garden party, pogoda dopisała- dzieci biegały, dokazywały ( Maja była wniebowzięta ! ), a my nie mogłyśmy się nagadać- same baby- nic tylko nam miotły dać :)
I ciagle się dziwiłyśmy, jak ten czas szybko ucieka- dopiero co robiłyśmy baby shower, a tu jubilatka skończyła właśnie pierwszy roczek swojego życia :)



Sama słodycz :)

27.09.2011

niemiło

Niemiło mi , kiedy kogoś tracę.
Kiedy ktoś, oswoiwszy mnie, po prostu odchodzi.
Bez słowa wyjaśnienia.
Zdarzyło mi się to nie raz, ale za każdym razem boli.
I zawsze ganię się za to, że przecież powinnam być mądrzejsza- nie ufać, nie ufac, nie ufać.
Naiwniaczka ze mnie.

19.09.2011

Jest lepiej :)
Zły humor się ulotnił, wybitnie za sprawą Puzlastego- ten to zawsze znajdzie sposób, żeby mi dogodzić .
Na głowę jak zwykle dobrze robi mi odrobina wysiłku- nadal chodzę dwa razy w tygodniu na aerobik w wodzie i wracam tak naładowana endorfinami, że mało nie pęknę.
Lubię moją instruktorkę szalenie, a to jak prowadzi zajęcia i jaka jest dla grupy sprawia, że kiedy nasze ćwiczenia awaryjnie ma prowadzić ktoś inny- rezygnuję.
Byłam na zastępstwach dwa razy i za każdym wychodziłam z wody w ciągu pierwszego kwadransa- zimno, nudno, bez wyrazu i muzyka za cicho....
Po pierwszych zajęciach  po moim urlopie walczyłam z zakwasami kilka dni :)

Maja zaczyna sprawdzać, gdzie są granice- naciska, wymacuje i sprawdza ich rozciągliwość.
Czasem jest mi naprawdę ciężko nie krzyczeć, tłumaczyć, nie dać klapsa ( zwłaszcza, jak z miną niewiniątka , na pytanie czy chce kupę- odpowiada, że nie, po czym minutę później robi w gatki....).
Chyba najbardziej uciążliwe są te jej ryki- coś jej nie pasuje- płacz, najpierw bez łez, a potem nawet aż do wymiotów.
Terrorystka.
Ja jestem twarda i nie ustępuję ( lub baaaardzo rzadko), Puzel ma miększe serce lub mniej cierpliwości , czym doprowadza mnie do szału , niszcząc coś, co udało mi się już z Mają wypracować....


No i mamy jesień.
Najgorsze są poranki- kiedy wstaję o 5 do pracy, na dworze ciemno...
Żeby już była wiosna.....


Aaaa, byłabym zapomniała.
Poszliśmy dziś do przedszkola, gdzie chcemy posłac młodą od przyszłego roku, po aplikację.
Majka rozejrzała się, oczarowała panią w sekretariacie, a na koniec pięknie powiedziała- baaaaajjjjjiiiiiiii.

16.09.2011

zjazd

Jaszczurka się przyplątała.
W Majkę dziś wstąpił diabeł, od rana się marze i jest nieznośna, a ja chodzę z kąta w kąt i nie wiem, co ze sobą zrobić.
Na chandrę najlepsza jest czekolada i zjadłam sobie, a jakże.
Ale było jeszcze gorzej, bo doszły wyrzuty sumienia, że zjadłam za dużo....
Ten tydzień był dla mnie dość intensywny i może właśnie to, że nie mam dziś żadnych planów na wieczór tak mnie złości...?
Spotkałam dziś kogoś, kogo staram się unikać jak ognia, i to do reszty zepsuło mi dzień.


I w ogóle kiepsko się czuję.
Mam zakwasy.
Boli mnie brzuch, bo od dwóch dni mam założoną spiralę.
I okres mi się zbliża....
I nie mam się do kogo przytulić, bo Puzlasty w pracy...
I jutro trzeba wstać o 5 do pracy...
Ech, możeby tak sobie popłakać...?

7.09.2011

mała fotorelacja

Nie będzie wykładów o zabytkach, wkleję jedynie kilkanascie zdjęć ( zrobiliśmy ponad tysiąc :)   ).

Jeśli ktos był w Barcelonie, to zapewne i tak będzie wiedział co ogląda- a jeśli nie- wujek google służy radą :)


Na początku trzeba było się zrelaksowac, w oczekiwaniu na samolot do Girony.
Oczywiście, przy kubku gorącej czekolady  i szarlotce w empik cafe  :)




Potem juz było z górki :)








Kiedy zobaczyliśmy, że mamy pokój z dwoma łóżkami, uśmialiśmy się do łez.
Puzlasty zsunął je razem i po problemie.
A że czasem się rozjeżdżały, to już osobna historia.....


Któregoś wieczoru po powrocie z miasteczka , zobaczyliśmy, że mamy gościa na tarasie




Ta miła jaszczurka miała długość mniej więcej mojej dłoni.

Widok z tarasu o różnych porach dnia i nocy :





 Teraz troszkę plaży :)



i mnie.....



oraz Barcelony :)




I Santa Susana...





I dużo, dużo więcej :)

30.08.2011

wróciłam :)

Brat został wyekspediowany do domu, my wróciliśmy z urlopu, czas więc napisać parę słów.
Zakochałam się.























W Hiszpanii :).
A ściślej- w Katalonii.
Pięknie tam. I ciepło.
Wygrzałam się na plaży, chociaż opaliłam się tylko symbolicznie- patrząc na te wszystkie brązowe ciała myślałam, że chyba leżąc w słońcu rok nie dałabym rady przybrać takiego koloru skóry :)
Puzel opalił się jeszcze mniej.
Znajome ludziska widząc nas na ulicy pytają , kiedy na ten urlop się wybieramy, hehe.
A poważniejąc- to był najlepszy urlop w moim zyciu.
Po pierwsze - w cieple :).
I kolejno- bo sam na sam z Puzlem, bo nikt ode mnie niczego nie chciał ( oprócz Puzlastego.... ), bo tyyyyle seksu , co w ten tydzień- nie mieliśmy chyba w ciagu 3 ostatnich miesięcy :).
Co prawda, Puzel terroryzował mnie klimatyzacją- ciągle nastawiał ją na 15 stopni robiąc z pokoju lodówkę, ale jak nie widział, przestawiałam ją na 18 lub więcej :).
Nosiłam się kolorowo, opalałam topless, odrzuciłam konwenase- znów byłam wolna i młoda :)
O Majce rozmawialiśmy codziennie, tęskniliśmy jak głupki, a ona po naszym powrocie nawet na nas nie chciała spojrzeć.
Wtuliła się w babunię i już.
Jak podeszłam- ona w bek.
Ja też.
Okropne  jest uczucie odrzucenia przez dziecko :(
Ale po jakimś czasie poszła na ręce do Puzla, a potem już szybciutko i do mnie.
Heh , jak cudnie było tulić to małe ciałko do siebie.
I jak ona urosła.
I jak wydoroślała !!!
Inne dziecko...


Jak dobrze jest wrócić do domu.
Pokukładać nowe książki na półkach, pozachwycać się, jak trawa urosła, pochować wielkie walizy...
Narazie nigdzie się nie wybieram.
Teraz cieszę się domem :)


1.07.2011

znikam

Nie mam jak pisać, chociaż jeśli wydarzy się coś godnego uwagi, to może jakoś uda mi się skrobnąć.

Miłych wakacji , kochani.
Będę do was zaglądać.


Dużo słońca Wam życzę !!!!

27.06.2011

pierwsze koty za płoty

Od dziś Maja chodzi w gatkach :)
Pierwsze już zasiusiała, mimo, że kilanaście razy pytałam, czy chce siku.
Chyba zaczniemy na spacery zabierać nocnik.

Jaki dzień jest dłuuuuugi, kiedy wstaje się przed 6 i nie idzie do pracy....

25.06.2011

żyję

Wczoraj po 17-tej wycięli mi to cholerstwo.
Byłam przerażona, kiedy kładłam się na  łóżko w gabinecie zabiegowym czy jak to nazwać.
Położyłam się na boku i nagle stanęły mi przed oczami wszystkie obejrzane na TLC programy o operacjach- krew, cięcie skóry...bleah....
Zabolało tylko podanie anestetyku, potem czułam , że coś robią, ale bez bólu.
Za drzwiami siedział Puzlasty i słyszałam jak Maja biega po korytarzu.
Chirurg-młoda dziewczyna-skupiła się na robocie, ale babka, która jej asystowała zabawiała mnie rozmową :), choć trudno było nie zwracać uwagi na syczący dźwięk  ciętej laserem skóry....
Trwało te ze 40 minut.
Mam jeden ciągły, 3 centymetrowy szew.
Samo znamię miało z 5 milimetrów średnicy, ale wycięli też po kawałku zdrowej skóry- taki zapasik dla pewności......
Po wszystkim posiedziałam jeszcze chwilkę, żeby dojść do siebie i wróciliśmy do domu.
Miałam straszne mdłości- jak za czasów pierwszego trymestru ciąży.
Znieczulenie trzymało do 22, a potem jak coś zaczęłam czuć- poszłam spać.
Spanie na jednym boku całą noc nie jest fajne, ale da się znieść.


ŻYJĘ :)

21.06.2011

i po imprezie

Jubilatka spi, co prawda kręci się i popłakuje przez sen, ale....
Strasznie już czekałam na ten moment, kiedy wreszcie ze mnie zejdzie.
Wstała dziś z mega katarem i kaszlem.
Bardzo marudna.
Ale czy to nam pokrzyżowało plany...?
Nie :)
Przed południem były kulki, potem drzemka a po niej dmuchanie świeczki :)
Maja bała się tortu :), a świeczki dmuchał tatuś.
Potem przyszło kilka osób, dzieci się bawiły i było bardzo fajnie.
Ale generalnie- mała kiepsko się dziś czuła i to było widać.








17.06.2011

hmmm

Chodzę niewyspana, a raczej powłóczę nogami, gdyż albowiem córa przeczołgała mnie w nocy równo.
Nie wiem, co spowodowało , że Młoda dostała w nocy takiej gorączki i że w dzień również lecimy na panadolu.
Może zęby.
A może nie.

Jak przestaje działać lek, to wisi na mnie i miauczy... wrrrr.
Jak trochę lepiej- coś skubnie jedzenia, a nawet chwilę klocki poukłada.
Ale głównie -leży jak worek na kanapie i ogląda Timmy'ego i Księżycowego Misia.

Wertuję net w poszukiwaniu jakiegoś przepisu na tort bezglutenowo- bezmleczny, ale pewnie będę zdana na siebie w tej kwestii.
Mam całą szufladę mąk bezglutenowych, coś pewnie ukręcę :)

Wczoraj spędziłam uroczy wieczór w towarzystwie mojego oczytanego sąsiada :)
Było naprawdę... miło :)

Sukces.
Ukończyłam program A6W.
Efekt nie jest może tak spektakularny jak się spodziewałam, ale jest lepiej , niż było.
Teraz będę ćwiczyć co drugi dzień, żeby to utrzymać i już.
A Puzel , choć schudł 11 kilo, chyba stracił rozpęd.
Znowu pije gazowane i słodkie napoje- i to go zgubi.
Heh , mi to nie przeszkadza, ale lepiej dla jego zdrowia, gdyby schudł jeszcze ze 30 kilo....
Ale jak się prowadzi taki tryb życia- kanapowo -samochodowy- to czego oczekiwać....


Wczoraj jechałam już na drugim biegu.
Wow......
Co za prędkość.....

13.06.2011

ale jazda

Stało się, wsiadłam za kierownicę.
Co przeżyłam, to moje.
Chyba z wiekiem pewne rzeczy przychodzą mi trudniej, a prowadzenie auta należy do tych najtrudniejszych.
Puzel był bardzo spokojny i życzliwy- nie mogłabym spotkać lepszego instruktora.
Najpierw pojechaliśmy zatankować, i na miejscu dowiedziałam się, że to ja mam zrobić.
Było to dość emocjonujące.
Nie śmiać mi się tu.
Dostałam pełny instruktaż, mnóstwo dobrych rad np że rura, którą leci paliwo, może porysować tylną szybę, i lepiej , żebym podjeżdżała tak , aby wlew był po tej samej stronie, co dystrybutor.
Zatankowałam, nie oblałam się paliwem.
Potem wróciliśmy na nasz "placyk" czyli parking przed domem.
Przesiedliśmy się.
Puzel wyregulował siedzenie, kierownicę, lusterka.
Pokazał pedały i objaśnił, co do czego.
Ja już się spociłam.
Uruchomiłam silnik, ruszyłam.
Było parę kangurów, ale obyło się bez większych wpadek.
W połowie drogi byłam bliska płaczu, ale zagryzłam wargi i jechałam dalej.
To dla mnie za dużo- patrzeć na drogę, w lusterka, używać pedałów, zmieniać biegi ( ja narazie jeździłam tylko na 1  i wstecznym biegu), pilnować się właściwej strony drogi , nie wjechać na krawężnik ale i uważać żeby nie jechać środkiem...
Jak ja to wszystko ogarnę.....???
Może za dwa lata......
Kiedy zaparkowałam przed domem i wysiadłam, ugięły się pode mną nogi i usiadłam wprost na krawężniku.
To był tak duży stres, że wyszedł ze mnie razem z łzami.
Puzel pochwalił mnie, że dobrze sobie poradziłam jak na pierwszy raz.
To miłe, ale nie mógł powiedzieć nic innego, żeby mnie nie zrazić :)
Zapowiedziałm mu, że jeśli będzie na mnie pokrzykiwał, to wysiadam i dalej idę pieszo, więc.....
Jutro kolejna lekcja, trzymajcie kciuki, żebym nas nie pozabijała....

8.06.2011

czy jest sprawiedliwość...?

Nie ma.
Ale czasem życie pokazuje, żeby za dużo nie kłapać dziobem...
Dziś Puzlasty rozłożył się z robotą w domu, hehe.
Na biurku położył laptopa, którego miał zreperować czy coś tam.
Zrobił sobie piciu i postawił obok.
I zaraz wylał wszystko na nasz komputer, ten który miał rozgrzebany, mój aparat fotograficzny, dysk zewnętrzny, na który przegrywał nowe fotki Mai ( ja mam schizę, że w razie wirusa wszystko stracimy i zawsze mu truję, żeby aktualizował to co mamy na zewnętrznym).
Ha !!!!
I co???
Jemu się nie zdarza nic wylać, co?
Dobrze mu tak.


Po strupach Mai nie ma śladu.
Wygoiło się jak na psie :), a resztę zdrapała.

Ja dziś wyrwałam się z domu na troszkę.
Wsiadłam na rower a moja rodzinka zrobiła mi "papa"z okna.
Połaziłam po mieście i upolowałam śliczną sukienkę w stylu lat 40'tych.
Czarną w białe groszki ( polka dots).
Były też fajne butki w tym stylu, ale wyszłam ze sklepu , żeby się jeszcze zastanowić, i kiedy po nie wróciłam- już ich nie było :(
Trudno.
Do kolekcji doszedł też nowy komplet bielizny, parę buteleczek lakieru do paznokci i nowe baleriny.
Od razu świat stał się piękniejszy :):):)
Czy nie mówiłam kiedyś, że nie przepadam za zakupami?
Dobra.
Tylko krowa nie zmienia poglądów.

2.06.2011

noł stries

Tak mi powiedziała moja znajoma , ukrainka :)
I mimo, że strasznie, ale to strasznie chciało mi się siku , i ledwie byłam w stanie skupić się na tym egzaminie- UDAŁO SIĘ- ZDAŁAM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Także mam już pół prawka w kieszeni :)
Teraz jeszcze druga część- nauka jazdy..... i kolejny egzamin, który oczywiście zdam :)



Wczoraj z okazji Dnia Dziecka chcieliśmy pojechać z Młodą na kulki czy jakiś większy , wypasiony placyk zabaw.
Ale troszkę nam się zmieniły plany, bo Majka wypuszczona z domu, biegnąc w stronę samochodu- upadła i zdarła porządnie facjatę.
Płacz, krew, opuchlizna...
A dziś strupy- wygląda jak stary pijak łachudra.
Ale spała dobrze, a zęby są na miejscu- to dobrze.....

Wczoraj również była nasza 8 rocznica .
Tamtego dnia Puzlasty mnie "uratował" przed zamieszkaniem pod mostem.
Siedziałam na krawężniku przed mieszkaniem, z którego właśnie wyeksmitowała mnie współlokatorka i zastanawiałam się, który most wybrać na nocleg , kiedy zjawił się Puzel.
Zapakował moją trobę do auta, stękając i zrzędząc, że strasznie ciężka, i zawiózł do siebie.
I zaczarował czy coś.
Zostałam na zawsze :)
Wczoraj, owszem, pamiętał, ale żadnych fanfar nie było...
Nawet kwiatka...( a ja rozpieszczona jestem i spodziewałam się sporego snopka ).
Dopiero, kiedy spuściłam nos na kwintę, zdecydował, że nie pójdzie do pracy i urządzimy sobie miły wieczór.
Było rzeczywiście miło, ale na ten egzamin to się kompletnie nie wyspałam.... :):):)

26.05.2011

niesmak

To właśnie pozostało mi po wyjściu od dermatologa-onkologa.
Co za okropna baba.
Ja rozumiem, że nie można współprzeżywać chorób pacjentów, ale chyba zwykła ludzka życzliwość i uprzejmość to nie jest jakiś nadzwyczajny wysiłek...

Gdyby to jeszcze była lekarka z 30 letnim stażem, mogłabym zwalić winę na wypalenie zawodowe, ale ta , którą miałam nieprzyjemność poznać wczoraj, była młoda i energiczna.

Niesmak i nieprzyjemne uczucie , jakbym nowiutkim pantoflem wdepnęła w psie gówno.



Teraz czekam na zabieg , data nie wyznaczona, ale ma być wkrótce....




Maja przedwczoraj powiedziała mi pierwszy raz "kocham".
Głośno i wyraźnie.
Zarzuciła mi rączki na szyję , przytuliła się i tak po prostu- powiedziała.
W takich chwilach rzeczywiście człowiek zapomina te mniej fajne chwile....

19.05.2011

Najpierw poczułam zapach.
Mdły, żelazisty.
Potem pojawił się smak.
Metaliczny i słodki
Potem zrobiło mi się niedobrze i zabrakło mi tchu.
Zaczęłam się szamotać i udało mi się wyrwać ze snu, ale przez dłuższą chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem i co się w ogóle dzieje.
Po twarzy lała mi sie krew, poduszka była upaprana jakby ktoś wylał tam conajmniej szklankę...
Po cichu wstałam i powlokłam się do łazienki.
Zmoczyłam ręcznik, wytarłam twarz, ale wciąż mi się lało z nosa.
Zdjęłam piżamę, chociaż nie wiem, po co, teraz krew kapała mi na piersi...
Jak tamuje się krwotoki z nosa...?
Zwłaszcza kiedy jesteś wyrwany ze snu i nie bardzo wiesz, co sie dzieje...?
Po chwili przyleciał zaaferowany Puzel i to już całkiem wyprowadziło mnie z równowagi.
Zaczął panikować, dawać mnóstwo świetnych rad i pokłóciliśmy się- jakby mało było wieczorem, tuż przed snem...
Wysłałam go do wszystkich diabłów i kolejną godzinę przesiedziałam na opuszczonej klapie ubikacji.
Krew w końcu przestała lecieć, po odchyleniu głowy na maxa do tyłu ( wiem , tak nie powinnam robić) i okładzie z zimnego, mokrego ręcznika na karku i czole tuż przy nosie.
Kiedy wróciłam do sypialni, zaczynało się rozwidniać, było tuż przed 5.
A o 6 wstałam, razem z Młodą...
Wspaniale zapowiada się ten dzień...


Aha , krew dobrze schodzi w zimnej wodzie...
Czy poduszkę z pierza można w ogóle uprać...?

17.05.2011

ważne wydarzenia

Za dwa tygodnie.
Obu się boję.
Czeka mnie ważny egzamin- to pierwsze.
A drugie- biopsja....
Moje znamię- małe , lekko brązowe nic, między łopatką a lewą piersią- zmieniło kolor i zaczęło boleć.
Wczoraj dostałam skierowanie do szpitala i gryzę się tym strasznie.
Ostatnio parę razy byłam w solarium- nie wiem, czy w sumie uzbierałoby sie tego pół godziny - ale łączę te dwa fakty...
Lekarz każe się nie martwić, ale co miał mi powiedzieć...?

7.05.2011

ktoś ma humory...

I to nie ja tym razem.
Zazwyczaj, kiedy mam zły dzień, Puzel z daleka woła - " co, jaszczurkę mamy?"
No, czasem mamy.
Dziś Puzel ugotował obiad.
Lubię jego spaghetii ( chociaż straszne kwasibory robi-ale ja lubię kwaśne), i dziś właśnie to było w menu.
Nałożył na telerze i zajął się nalewaniem picia, a ja zabrałam jedzenie do salonu.
Zagapiłam się-nie wiem- i wszystko z Puzlowego talerza zsunęło się na stół i ochlapało okolice ( na szczęście, nie poparzyłam Majki, która zajęła już swoje stałe miejsce).
Pobiegłam po papierowe ręczniki i mokre chusteczki i dalej to sprzątać.
W międzyczasie krzyknęłam do Pzula, że musi sobie drugą porcję nałożyć, bo ta już się nie nadaje.....
A tu wielka obraza.
Jak śmiałam !!!
Puzel wściekł się na serio....
Czy to jest powód do kłótni ???
 Chyba z tej samej kategorii co "zupa była za słona...."
Czy on nigdy niczego nie upuścił?
Puzel powiedział ,że on już nie jest głodny, po czym ostentacyjnie zasiadł do kompa.
Nie, to nie.
Zjadłam sama, w połowie już wszystko mi rosło w ustach i wyniosłam resztki do kuchni.
Potem zjadłam loda.
Puzel zabarał się do sypialni, bez słowa.
Ja ubrałam Majkę i poszłyśmy na placyk zabaw.
A tam , jak na złość, większość to albo rodziny ( mama+ tata+ dziecko) , lub sami ojcowie z maluchami.
Było mi przykro.
Puzel nigdy z własnej woli nie zabrał Majki na ŻADEN spacer, choćby opiekował się nią cały dzień i była cudna pogoda na dworze.
Najchętniej siedziałby w domu, jak ten borsuk, i najlepiej żebym trzymała Majkę z daleka od niego.
No, chyba że Majka pięknie sama się bawi, albo śpi....
No i kiedy jesteśmy w domu, on nigdy nie pamięta, kiedy Maja ma zjeść, kiedy zmienić pampka...Bo to moja praca.....
Najlepiej, niech ogląda bajki w TV cały boży dzień....
Przykre.
Szczerze mówiąc, rozczarowuje mnie jako ojciec.
Samo zarabianie pieniędzy nie wystarczy, żeby być dobrym tatą....
Ja nie przepadam za chodzeniem na placyk, lataniem w deszczu do przedszkola, żeby pobawiła się z innymi dziećmi ,średnio pasjonuje mnie rysowanie lub liczenie kredek- wolę ją zabrać na kulki czy na basen, ale robię te wszystkie rzeczy, bo ją kocham i chcę, żeby była szczęśliwa.
Żeby ładnie się rozwijała.
Ile ja się muszę naprosić, żebyśmy poszli gdzieś razem- czy to na basen, czy byle gdzie...

Po co mu w ogóle dziecko...?

28.04.2011

kłótnie o pieniądze

Zawsze naiwnie myślałam , że nas to nigdy nie będzie dotyczyć.
Bo ja kasą nie rządzę.
To Puzlasty zajmuje się budżetem, od samego początku naszego związku.
Przyznaję , ten "przywilej" oddałam mu bez walki, raczej z ulgą.
Ja żyję wiecznie z głową w chmurach, nigdy nie pamiętam, by płacić na czas, nie wiem, kiedy moja pensja wpływa na konto i ile tego dokładnie jest... (wiem....obciach....).
Nie orientuję się w subkontach oszczędnościowych, ratach kredytu, nie wiem, ile wydajemy...
W sklepach płaci zawsze on ( puchnie z dumy, kiedy w rozmowie z kimś czasem mówię- mąż mi kupił.... ), ja nigdy nie pamiętam mojego pin-u do kart, albo w ogóle nie noszę portfela.
Bo po co...?
No chyba, że idę na zakupy sama , ale wtedy i tak nie korzystam z naszego wspólnego konta, lecz ze swojego ( tak , mam swoje konto, o którym Puzel wie ,i do którego nie ma dostępu ani wglądu- może nie ma na nim kokosów, ale coś tam zawsze mam).
I nagle dziś Puzel pokłócił się ze mną o to.
Zaczęło się niewinnie- spytał , czemu nie mamy na koncie mojej wypłaty.
Odpowiedziałam , że nie wiem - w końcu nawet nie pamiętałam, że to dziś miało być.
To go rozeźliło.
Podniósł głos, kazał mi dzwonić do szefowej, albo do księgowej lub innych koleżanek z pracy, czy one już dostały.
Ja osłupiałam, bo nigdy jeszcze nie odstawiał takiej paniki.
Oczywiście, nasłuchałam się też, że jestem jak udzielna księżniczka, która nie wie, na jakim świecie żyje , i że gdyby nie on....
Taaaaak.
Powiedziałam mu zimno , że primo- nie tym tonem, a secundo- jeśli chce zmienić nasz układ-proszę bardzo.
Możemy nawet mieć rozdzielność majątkowa, jeśli sobie życzy.
I spytałam bezczelnie- to co- kto za co płaci...?
Może usiądziemy i ustalimy wszystko tak jak mu pasuje....?
Kto kupuje pieluchy, mleko, ubrania?
A kto robi zakupy do domu?
Kto płaci jakie rachunki?
I co z wakacjami?
Czy może ma inny pomysł na podział....????
Zrobił taką zdziwioną  minę, aż parsknęłam śmiechem.

Zostało tak jak do tej pory.
A kasa wpłynęła na konto po południu...


Jutro ślub księcia Wiliama.
Zamierzam oglądać w tv :), ciekawe, jak się bawią arystokraci ?

27.04.2011

wczoraj :)



Moje ulubione wino było idealnie schłodzone, truskawki soczyste a czekolada słodka i wyrazista w smaku...

23.04.2011

także tego...

Wczoraj Młoda wyhasała się po plaży.
Robiła babki, ciskała kamykami w wodę i była absolutnie przeszczęśliwa.

Ja natomiast ledwie chodzę, ciężko mi się wyprostować.
Mam straszliwe zakwasy.
Zaczęłam program budowy kaloryferka na brzuchu aerobiczną 6 waidera.
Niby nic, głupie 6 ćwiczonek, nawet nie bardzo forsownych, ale jednak.
Dziś wiem, że mam  różne mięśnie, których istnienia nawet nie podejrzewałam.

Lato u mnie.
Dziś prawie 30 stopni.
Popołudnie spędziliśmy w 12 osób, głównie ode mnie z pracy- na grilu.
Dawno nie byłam tak odprężona i szczęśliwa.
Maja biegała po ogrodzie, chłopaki piekli kiełbaski, rybę, kukurydzę i kartofle :)
Było ciacho i lody ( o zgrozo, ale się nafutrowałam....).
Było leniwie i głośno :)
Do domu wygonił nas dopiero deszcz ( jechaliśmy na syganle, bo nam pranie w ogródku mokło).
A jutro ma być też pięknie.
Może  się gdzieś wybierzemy na jakiś piknik.



Mokrego Dyngusa !!!

15.04.2011

chcę zniknąć

Wyglądam i czuję się paskudnie.
I wszyscy dookoła to widzą.
Schowam się do mysiej dziury i nie wyjdę ze sto lat.

Może jestem w ciąży...
Boję się zrobić ten pieprzony test.

Nie odzywamy się z Puzlem, bo mieliśmy bardzo niemiłą i głośną wymianę zdań.
Nie dam się przeprosić.
Nie tak szybko w każdym razie.
Nie spodziewałam się usłyszeć nigdy takich słów z jego ust.


Na środę umówiłam się do lekarza.

13.04.2011

łyżka dziegciu w beczce miodu

Tak od kilku dni mogę nazwać, bynajmniej nie pieszczotliwie- moją córkę....

Od jakiegoś tygodnia nie poznaję mojego dziecka i serio zastanawiam się, czy nie mam w domu podmieńca...

Płacze.
Wyje wręcz, jak tylko coś jej się nie podoba np dziś tatuś skręcił nie w tą stronę samochodem, co według niej trzeba...
Wstaje z płaczem.
Budzi się w nocy i wyje, w ogóle nie daje się uspokoić, przytulić- nic.
Więc ignorujemy.
Przestała nam kompletnie jeść- jak zje jeden posiłek w całości to jest święto.
I to przy wszystkich atrakcjach, jakie tylko zdołamy wymyslić- typu bajki, książeczki, zabawki w obie rączki ( bo odpycha lub kopie łyżkę....).
No i już dwa dni nie zrobiła kupy, a normalnie dziś o tej porze powinnam naliczyć 6 w ciągu tych dwóch dni...I to takich sporych....
Sama nie wie, o co jej chodzi, jest rozdrażniona i ma zły humor.
Gdzie moja roześmiana i pogodna córcia...?

W nocy miała goraczkę, podałam jej panadol i pomogło.
Wyrzyna jej się na dodatek dolna prawa trójka, ale to już szmat czasu, i wcześniej taka niedobra nie była...

Aaaa , zaczęła też odstawiać szopkę przy kąpieli- panicznie boi sie prysznica ( ?????) i suszarki do włosów. Wcześniej w ogóle nie zwracała na nie uwagi.
Dziś usiłowała mi dać nogę z wanny, choć uwielbia kąpiele i bardzo na nie czeka codziennie...
Nie ma żadnej traumy związanej z tymi dwoma rzeczami, nigdy jej nie straszyliśmy itp.

jak to przetrwac i jej nie zamordować... :mur: :mad: .

A ta beczka miodu- Puzelek.
Od kilku dni jest z nami całymi dniami- zbiegło się kilka różnych spraw typu samochód służbowy w warsztacie ( i jest uziemiony :mad:) itp.
Jest , w przeciwieństwie do Mai- do rany przyłóż.
Czuły jak już dawno nie był ( albo coś przeskrobał, albo coś zrozumiał...).
Ufff , gdyby nie on, pewnie wystawiłabym Majkę któregoś dnia za okno.....

5.04.2011

Miałam dzis okropny sen.
Dotyczył mojego pierwszego mężczyzny.
W skrócie nasza historia wyglądała tak- poznaliśmy się na mojej studniówce, ja bawiłam się z moim exem , on był DJ-em.
Chyba wpadłam mu w oko, bo kilka razy tańczył ze mną.
Potem to ja zadzwoniłam do niego, na jego radiowy numer ( pracował w lokalnej rozgłośni).
Rozmowa była bardzo miła, i wkrótce weszło nam to w krew- to on to mnie dzwonił i paplaliśmy bez przerwy...
Zdecydowaliśmy się spotkać-to był komletny niewypał, ale potem zgodziłam się na kolejne spotkania.
Było coraz lepiej, ciągle mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy.
No i nadeszło nieuniknione- nasz pierwszy pocałunek, pierwszy dotyk...
Powiem tak-byłam na maxa zakochana, on też (tak przynajmniej twierdził...).
Wiedziałam, że jest żonaty.
Nie przeszkadzało mi to, byłam młodziutką, głupią gęsią- jego żona, nowonarodzony syn-byli dla mnie kompletną abstrakcją.
Zdałam świetnie maturę ( roiło mi się w głowie,że to dla niego, żeby był ze mnie dumny.,...), postanowiłam wyjechać do Warszawy, i zrobiłam to.
Nagle dzieliło nas sporo kilometrów, nasze kontakty w zasadzie zaczęły zanikać.
Było mi z tego powodu źle- pamiętajmy, że to były czasy, kiedy telefon komórkowy to była ekstrawagancja....
Kiedy w sierpniu przyjechałam na chwilkę do rodziców, zadzwoniłam do niego.
Rozmowa się nie kleiła, on nawet nie chciał mnie zobaczyć...
Zerwał ze mną przez telefon twierdząc, że musi poświęcić się rodzinie.
Fajnie.
Wtedy to był dla mnie koniec świata, przepłakałam kilka dni.
Ten facet zadał mi wiele bólu.
I nagle dziś przyśnił mi się dalszy ciąg naszej znajomości.
W moim śnie wpadliśmy na siebie na ulicy, i zaraz potem wylądowaliśmy w hotelu.
Nie opierałam się, byłam potulna i taka...wyczekująca.
On po prostu zaspokoił swój głód i zaczął się ubierać, zwupełnie nie biorąc pod uwagę mnie, moich potrzeb...
Zapytał mnie tylko, co u mnie po tych wszystkich latach.
Powiedziałam mu , że jestem mężatką , mam córkę i jestem znowu w ciąży, a mąż siedzi w więzieniu za jakieś malwersacje finansowe (jeny, skąd taki pomysł... : )  )
Byłam strasznie przygnębiona.
On jak gdyby nigdy nic, po prostu wyszedł.
Przez firankę widziałam , jak podszedł do blondynki z dwójką dziaciaków, tak na oko 6-7 letnich.
I poszli, mając wszystko w dupie.

Obudziłam się z mokrymi oczami, zła bardzo na samą siebie.
Czemu przyśnił mi się w taki odrażający sposób?
I czemu w ogóle udało mu się mnie zaciagnąć do łóżka...?
Cóż, moja babunia mawiała-sen mara, bóg wiara.
Ja tej wiary nie mam, ale morał tego powiedzonka dotyczy i mnie.
Po prostu nie śnię świadomie, a to co sie w głowie kotłuje podczas snu- wyrzucić z pamięci, mieć to w d...

Nigdy nie zapominam moich snów, cholera.
Tak już mam, no.

Dziś pomyślałam o tym kolesiu po raz pierwszy od kilku lat.
Nie zrobiłam mu wtedy awantury.
Nie poszłam do butiku, w którym pracowała jego żona, nie powiedziałam jej prawdy.
Co by to zmieniło...?
Ale wtedy lubiłam sobie wyobrażać, że to robię, że on też traci wszystko, tak jak ja.


Popatrzyłam na jego profil na NK.
Ta sama żona, dwoje dzieci.
Myślę, że do niczego się nie przyznał.
Ale czy byłam pierwszą , a może jedną z wielu takich młodych gąsek...?

Gdybym  dziś naprawdę zobaczyła go na ulicy, po prostu przeszłabym na drugą stronę.

4.04.2011

ale za to niedziela...

Rano wybraliśmy się na pchli targ.
Coś jak na Kole w Warszawie, tyle, że większy :)
Uwielbiam zapach polowania na rzeczy; tłum ludzi, watę cukrową i budę z hot-dogami :)
Udało mi się kupić kilka fajnych szmatek dla siebie, jakieś letnie fatałaszki dla Majki, no i rowerek ! Pierwszy mały rowerek :)
Do tej pory Majka śmigała albo w wózku, albo ciągnęłam ją na małym plastikowym quadzie ( zamotałam skakankę i już ).
I patrzcie, przyszła pora na rower.
Pamiętam chwilę, gdy w szpitalu nasza kilkugodzinna córka leżała w przezroczystym pojemniku na kółkach, na sali intensywnej opieki, wśród inkubatorów, pikających monitorów, z sondą w nosku i ogromnym wenflonem w mikroskopijnej rączce.
Płakałam strasznie, ale Puzel-kochany Puzel, który zawsze wie, jak mnie pocieszyć- powiedział- "nie martw się, zobaczysz, jeszcze będzie na takim małym rowerku z wstążkami zapierdalać...."
Roześmiałam się przez łzy.
I spełniło się :)

Dzień przeleciał nie wiem kiedy- na sprzątaniu, praniu, zakupach...
Na wieczornej rutynie , która daje naszemu dziecku poczucie bezpieczeństwa-kąpieli, jedzeniu kolacji, myciu ząbków i zaniesieniu do łóżeczka , daniu pić, dwóch smoczków-jednego w paszczę, drugiego do raczki, w razie gdyby pierwszy się zgubił, buziaczkom i ułożeniu jej spać.
Potem na moich przygotowaniach ( oj, niekrótkich) na wieczór, bo spodziewaliśmy się Gościa.
A kiedy już przyszedł, działo się coś, o czym marzyłam, śniłam, fantazjowałam .
Czy muszę wspominać, że był bardzo udany dzień :)?

1.04.2011

Wyciagnęłam mój rower z komórki, a zatem to już wiosna :)
Pojechałam na basen.
Trochę się napedałowałam, bo Puzel wyjął baterię na moją prośbę (ładowarka jest do wyrzucenia, zepsuła się dzi...ka).
Miałam nadzieje poćwiczyc dziś 2 godziny, ale na drugich zajęciach ( każde są godzinne), obniżono dno basenu z 1.21 na 1.66 metra, a to już dla mnie za głęboko.
W takich chwilach przeklinam te moje 159 cm wzrostu i nieumiejętność pływanaia!

Nic to, i tak było super :)

Zeszczuplałam, ale opona na brzuchu została.
Czyli chyba taka już moja nieuroda, cholera.
Nie ustaję w wysiłkach, żeby sie jej pozbyć, ale chyba kupię obciskające majty albo jakis gorset i będę mogła założyć obcisłą bluzkę.
Mało sexy, ale nikt sie nie dowie...
Gorzej latem, przy tych wszystkich zwiewnościach, ale do lata jeszcze trochę czasu, może coś wymyślę.
Wiem, że Puzlasty kocha mnie taką właśnie, jaką mnie ma.
Ale chcę się dobrze czuć, chcę znów nosić moje ciuchy z okresu, zanim zostałam mamą, chcę się podobać innym facetom-na ulicy, na plaży, w sklepie.
Chcę się podobać innym kobietom-jak każdy :)

Oho, Młoda mnie przyzywa.
Obudziło się moje Słonko :)

28.03.2011

wiosna

Heh, widziałam dziś motyla :)
Żyć się chce przy takiej pogodzie.
Dziś pędziłam z Młodą do przedszkola ( nadal na nogach, uczę się przepisów i jeszcze nie miałam ani jednej jazdy), i jakiś mijany pan powiedział mi dzień dobry i że ślicznie wyglądam :)
No, czyż to nie może poprawić humoru...?
Czuję się świetnie.
Chodzę na ten basen, ćwiczenia w wodzie są stworzone dla mnie.
Jest głośna muzyka, fajna , pełna życia instruktorka, i kilka znajomych twarzy, jest się z kim pośmiać.
Dobrze się wyrwać choćby na godzinkę z domu.

Jutro teściowa wyjeżdża.
Będzie się działo , oj będzie :)

26.03.2011

niech żyje ! swing swing...

Wódki dać temu, kto wymyślił swing :)
To stało się wczoraj , i było wspaniale ... :)
Spełniłam marzenie.

3.03.2011

Obejrzałam z nudów pierwszy odcinek z nowej serii "U can dance".
Patrycja Kazadi ma fajną fryzurę- od ponad 2 miesięcy identyczne cudo noszę na głowie :)

Nalot teściowej będę miała -od środy do końca miesiąca.
Nie wiem, czy znajdę chwilkę, by w spokoju coś skrobnąć, więc wolę uprzedzić :).
Narazie myślę, czym by tu ją olśnić kulinarnie.
Generalnie, ostatnio gotuje Puzel, ja mam pustkę w  głowie i żadnych pomysłów na dietetyczne dania, zatem ma duże pole do popisu.
Waga spada, jeszcze tak 2-3 kilo i zacznę stabilizować.
Zostały mi te boczki do zgubienia, no i ten wałek w pasie , choć mniejszy- nadal uparcie się trzyma.
Cóż, nie ćwiczę w ogóle, może to dlatego.
Ale wybieram się na aquagym we wtorek, jak mi się spodoba, to zacznę chodzic ze 2 razy w tygodniu.
Dobrze, że to na małym (płytkim) basenie, ja nie umiem pływać i wody boję się panicznie.....


Ale o czym to ja chciałam...
Zapomniałam.
Może kiedy indziej mi się przypomni.

Aaaa, popatrzcie :):