baby development

26.02.2011

uuurodzinyyyyyy, to bardzo szczęśliwy dzień

Kto ma małe dziecko i ma kanał babytv, ten wie o co kaman.
No i kolejny rok za mną :)
Puzel zawziął się i nastawił sobie budzik, żeby złożyć mi życzenia dokładnie o 6 rano ( bo o tej godzinie przyszłam na świat ).
Mści się na mnie za to , że dwa tygodnie temu obudzilam go 10 minut po 6, żeby koniecznie być pierwszą osobą, która go uhonoruje...

Dzień był leniwy i piękny.
Słonko, niezbyt zimno.
Pojechaliśmy na długi spacer, zahaczyliśmy o kilka sklepów.
Był uroczysty obiad, przytulanki na kanapie, potem tort i dmuchanie świeczek.
Miałam tylko 1 życzenie, mam nadzieję, że spełni się jeszcze w tym roku :)


Dawno nie było mi tak błogo :)

21.02.2011

Maja kończy dziś 20 miesięcy, a ja wreszcie śpię w nocy.
I ona też :)
Nie sądziłam , szczerze mówiąc, że efekt będzie tak spektakularny.
Zasypia sama , śpi całą noc, budzi się wypoczęta i radosna.
Ja (prawie) też , bo mam jeszcze jedną przeszkadzajkę w łóżku.
Ale akurat takie przeszkadzanie lubię .



Puzel od dziś przez cały tydzień będzie budził się ze mną.
Zdarza się to bardzo rzadko, barrrrdzo barrrrdzo.
Ma to swoje plusy, naprawdę......
Ma już masę planów na przedpołudnia.
Dziś po śniadaniu poprzyklejał listy przypodłogowe, które ( o zgrozo....) czekały na to w schowku coś koło 3 lat.....
Jutro zapewne będzie majstrował przy zabezpieczeniu szafki z chemią domową, bo ostatnio Majka rozkminiła, jak się tam dobrać.
Pochwalam.

17.02.2011

wakacje

Costa del sol- to brzmi pięknie .
Będę wygrzewać swe stare kości na słonku, pić kolorowe drinki, opalać sie na murzynkę i bezwstydnie flirtować z facetami :)
Będę zakładać tylko zwiewne sukienki,ewentualnie kuse szorty,  masę barnsoletek na większość kończyn, a paznokcie będę malowac na czerwono, o!
Mam nadzieję, że to będą wakacje mojego życia :)
A tak serio- nareszcie się zdecydowaliśmy i kupiliśmy wycieczkę.
Młoda zostanie z dziadkami a my zaszalejemy .

JUUUUUUPIIIIIIIIIIIIIIII !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

14.02.2011

kochajmy się !

Kiedy 35 lat temu - 14 lutego, moi rodzice brali ślub w urzędzie- nikt w tych szarych peerelowskich czasach, nie domyślał się nawet, że to dzień Świętego Walentego- patrona zakochanych ( nie wiedzieć w sumie czemu- cóż romantycznego jest w męczeńskiej śmierci tego biskupa...? ).
Ona miała kremową sukienkę z kretonu i jakieś liche palto ( ziama była, przypominam ), on brązowy garnitur i komiczną dziś-ogromną białą w brązowe groszki muchę.
Ona piękną fryzurę i delikatny makijaż, on włosy miękko opadające na ramiona.
Zakochani.
Oczekujący narodzin syna.
Szczęśliwi.
Młodzi.
Nawet bardzo młodzi ( ona 18, on 22 lata).
Ech....
Zadzwoniłam w ten czarowny wieczór, złożyć życzenia rocznicowo-walentynkowe, ale...
Nie dało się pogadać.
Oboje w stanie wybitnie wskazującym.
Bełkotliwi, depresyjni.
Nieszczęśliwi.
Bo świat jest zły, bo nie ma pieniędzy, bo dzieci daleko....
Zagubieni w świecie, zagubieni dla siebie.
Nie wiem, czy tli się w nich jeszcze choć cień tamtego uczucia sprzed lat.
Nie mi to osądzać.
Ale za te kilkadziesiat lat wyobrażam sobie mnie i Puzla, przytulonych, zapatrzonych buzujący w kominku ogień , albo przekomarzających się i polegujących na kanapie.
Może w tle będą się pałętać jakieś wnuki...?
Pies...?
A może będziemy tylko my dwoje.
Dzisiejszy wieczór spędzam sama.
On w pracy....
Ale było kilka miłych godzin w ciągu dnia.
Są kwiaty i piękna karta z miłym wyznaniem ( nie spodziewałam się, szczerze mówiąc).
Będę się diabelnie starać, żeby z nami nigdy nie było tak, jak z moimi rodzicami.......

12.02.2011

Maja jest pojętnym dzieckiem.
Nie wiem, czy już mogę się cieszyć, ale zasypia sama.
I w dzień i na noc.
Bez płaczu, lamentów.
Od wczoraj również uczę ją , że śpi tylko u siebie w łóżeczku.
Ostatniej nocy budziła się kilkukrotnie, ale albo ją ignorowałam, albo dawałam smoczek lub pić ( choć picie tez staram się wyeliminować), i kładła się znów.
Oby się udało....
Puzel jest zaskoczony, że ta metoda działa.
I oczywiście, megazadowolony.
Nasze łóżko znów należy do nas :)


Chudnę.
3 kilo mniej bardzo mnie motywuje.
Parę dni temu były urodziny Puzla, i ustaliliśmy, że tortu nie będzie.
Jednakowoż, Puzel przytargał ze sklepu małe ciasto czekoladowe, które podzieliliśmy na pół.
Jedna połowa była jego urodzinowym tortem, a druga spoczęła w zamrażalniku- będzie moim-za dwa tygodnie.
Ale rozpusta :)

10.02.2011

 Wczoraj położyłam Majkę wcześniej ( w zasadzie sama mnie zaprowadziła za rękę do sypialni ) i przezornie nie dałam posiłku, który miał być ostatni, bo bałam się, że znów zwymiotuje, ale po 2 minutach pomiaukiwania usnęła.
Całe szczęście dla mnie, że się bałam cieszyć, bo pospała do 22.30 i zaczęła miauczeć.
Nie wzięłam jej , zignorowałam i jakby przysnęła, ale na jakieś 15 minut i potem wstała i chciała do mnie.
Wzięłam ją, położyłam koło siebie, i odwróciłam się plecami.
Pojęczała i usnęła, ale budziła się z milion razy :kwasny: .
W międzyczasie odkładałam ją do łóżeczka ze 6 razy.
Cóż, nie ma łatwo, nie ma "dobzie".
Muszę zacisnąć zęby i być twarda...

9.02.2011

Wiadomości z frontu

A zatem zaczęło się.
Kiedy kapałam Młodą, ona jak zwykle bawiła się przednio, ja jej śpiewałam ( mydło wszystko umyje... :) ), uśmiechałam się do niej a w głowie miałam juz wizję jej rozpaczy, kiedy wyjdę z sypialni....
Nic to.
Po kapieli jeszcze kolacja.
Majka już śpiąca.
Zaniosłam ją do łóżeczka, dałam pić, pluszowego  pieska , buziaczka na dobranoc i powiedziałam, że od dziś będzie zasypiać sama, że jest już dużą dziewczynką, że ją kocham najmocniej w świecie, zrobiłam papa i... wyszłam.
Przez minutę była cisza, bo pewnie spodziewała się, że zaraz przyjdę.
Ale potem juz był ryk.
Po chwili usłyszałam, jak się porzygała.
Standard.
Weszłam, przytuliłam, zmieniłam jej pościel ( nasza też się nie uchowała , ale ją  tylko zwlekłam, bo szkoda czasu), Majka do łóżeczka i wyszłam.
No była rozpacz i histeria.
Kilka razy pomiędzy czasami wejść do niej  byłam już pod drzwiami, zdecydowana  przerwać to, ale...
Po chwili wszystko we mnie się uspokoiło.
Jakoś tak skamieniałam od środka, nie ruszały mnie  jej płacze.
Najpierw wołała "mama" , potem, po jakiejś półgodzinie, zaczęła wołać Puzla , który na szczęście był w pracy.
Wiem, że on by nie zdzierżył i byłoby po wszystkim.
Po 40 minutach zwątpiłam, myślałam, że już się nie uda , a ona zapłacze mi się na śmierć.
Ale... w 48 minucie zapadła cisza.
Odczekałam jeszcze chwilkę i weszłam.
Spała na brzuszku, z głową na podusi.
Piesek leżał zapomniany w nogach , wzgardziła nim.
Może powinnam jej kupić inną przytulankę...?
Nastawiłam pranie, poczytałam trochę i poszłam też spać, pod gołą kołdrę, bez prześcieradła.
Nie mogłam zasnąć, tak mi szkoda tej mojej spłakanej kruszyny...
W nocy obudziła się i wzięłam ją do siebie.
Spała ze mną, ale nad ranem odłożyłam ją i obudziłam dopiero o 7.30.
Jak to wszystko dalej się potoczy ?
Nie wiem.
Będę kontynuować, tylko mam mały żal do Puzla.
Nie wspiera mnie tak, jak bym chciała.
I już zapowiedział, że w weekend nie zamierza jej budzić o 7.30, bo sam wróci z pracy nad ranem i chce się wyspać..........

7.02.2011

zombie

Tak, to ja.
Od 3 dni ( a raczej nocy), moje dziecko nie śpi w nocy....
Ki czort...?
Nie ważne, jak bardzo jest zmęczona, jak strrrrasznie ziewa.
Lub idzie spać wcześniej ( ok 21 )
Po przyjściu do sypialni  jest źle.
Włącza syrenę, nie chce spać.
Ani u siebie, ani z nami.
Wyrzuca smoczek za łóżko, potem płacze, że go nie ma.
Wyje. Na początku nawet nie lecą łzy , a potem, w miarę jak rozkręca się histeria, -jak grochy.
Aż się porzyga, usmarka.
Nie daje się uspokoić przytulaniem, głaskaniem, wzięciem na ręce.
O ile coś takiego jest do zniesienia, kiedy nie idę nazajutrz do pracy, to w weekendy to dla mnie koszmar.
Ledwie zipię, kiedy spałam z przerwami może ze 2 godziny...a potem wstaję o 5 rano.
Przedwczoraj przysięgłam sobie nawet, że nigdy więcej dzieci .
Oczywiście, rano zmieniłam zdanie, ale...

Idzie jej nowy ząb.
Gdzieś tam czai się pod skórą.
Czy to przez to..?

Od dziś wprowadzam rygor jak w wojsku.
Pobudka o 7.30, spanie nocne o 8.30.
Nauczę ją zasypiać samodzielnie.
Trudno.
Przez parę dni będzie płacz, a potem się nauczy.... ?
Kiedy była mniejsza, byłam przeciwniczką tej metody, ale teraz...
Po prostu mam już dość...


PS.
Mój budzik dziś nie zadzwonił, a   Potwór własnie odsypia nocne płacze.
To zacznę od jutra.

4.02.2011

dieta

Nie umiem i nie lubię się odchudzać.
Ostatnio zrzucałam sadełko zdaje się w 2007 czy 2008 roku.
Udało się, sama nie wiem jak, pozbyć tych 5 kilo.
Potem zaszłam w ciążę i spadły kolejne 2 , by powrócić i teraz mnie denerwować.
Od wtorku jesteśmy z Puzlem na diecie o pięknej nazwie South Beach.
Ech.... można się rozmarzyć.....
Nie jemy pieczywa, ziemniaków ( tak mi ich brakuje !!!!!!!!!!!), i masy innych smacznych rzeczy.
Dziś miałam bardzo erotyczny sen.
Jadłam mrożoną ( ?) czekoladę, w miłym towarzystwie i w fajny sposób.

Śni mi się czekolada, jezusie.

Puzel już jakby trochę schudł.
Ja chyba nic , bo mam na koncie małe grzeszki.
No bo jak nie zjeść kawałeczka ciasta, kiedy przychodzi koleżanka ?
No jak?
I jak chce się coś słodkiego, że aż nosi cię po całej hacjendzie?

Pewnie zostawiłabym te wałeczki odłogiem, gdyby nie to, że w sierpniu mamy zamiar pomoczyć tyłki w morzu śródziemnym bądź w jakimś oceanie.
No, i mus jest bikini założyć.
Oczarować wszystkich facetów dookoła idealną figurą....
Mmmmmm.
Nie żebym miała coś przeciwko krągłościom.
Lubię je i nie chce wyglądać jak szkieletor.
Ale wałkom w pasie mówię stanowcze NIE.
Już mówię- brzuszki są do dooopy i rzuciłam je w diabły.
Po 2 miesiącach i milionach wykonanych brzuszków i braku jakichkolwiek widocznych efektów.
A zatem, dieta ....  :(
Niech mnie ktoś dobije...

2.02.2011

Nosi mnie.
Strasznie mnie nosi.
Zamiast uczyć się przepisów ruchu drogowego, ja myślę o zupełnie innych rzeczach.
Weź się w garść, weź się w garść...

1.02.2011

Jaka szkoda, że nie urodziłam się wcześniej.
O jedno pokolenie chociaż.
Naszła mię () ta refleksja wczoraj, w okolicach północy.
Mając dość upierdliwego pozbywania się futra z nóg za pomocą  golarki, kupiłam sobie.....depilator.
I to nie to, że nie wiedziałam, jak depilacja boli.
Kilka lat temu młodym pacholęciem będąc, na jakimś babskim wieczorze zakosztowałam tej tortury.....
Przysięgłam sobie wtedy więcej na depilator nie spojrzeć, ale...tylko krowa nie zmienia poglądów, prawdaaaaa ?
I zakosztowałam ponownie, wczoraj.
Przezornie wyrzuciłam już pudełko, żeby nie ulec pokusie i nie polecieć do sklepu, żeby go oddać.
Po prysznicu zasiadłam na kanapie, z narzędziem tortur w ręku.
Włączyłam i... zamarłam.
Strach mnie obleciał.
Ale trza byc twardym, nie miętkim, więc najpierw poszedł jeden włosek.
I jeszcze jeden.
A potem to juz poszłoooo.
Ani się obejrzałam, a leciałam już okolice bikini .
Jakoś ten ból, na początku straszny, potem zelżał, czy coś ...?
Albo mój organizm wyprodukował sobie coś przeciwbólowego.
Gorzej było z drugą nogą.
Znów bolało jak diabli, więc...zostawiłam ją sobie na dzisiejszy wieczór....

A pokolenie naszych matek chodziło włochate, i nie chodzi mi tylko o nogi....