baby development

9.01.2012

łut szczęścia

Chyba mogę się nazwać szczęściarą ;)

Byłam wczoraj na imprezie u mnie w pracy, wybawiłam się, jak już dawno nie :) oraz wygrałam bon na zakupy do fajnego centrum handlowego za sporą kasę.

Tego mi było trzeba.
Do 23 było jeszcze fajnie, za to potem wszyscy mieli już mocno w czubach- coraz odważniejszy taniec, wygłupy, a potem niedyskretne obmacywanki po kątach.
Patrzyłam na to z przymróżeniem oka , sama trzeźwa , bez Puzla, który został w domu z Majką.
Za to niewiele było trzeba , żebym wpadła w trans.
Mocny, bardzo mocny i głośny bit wystarczył, żebym wyszła na parkiet i utonęła w morzu ciał :)
Ta energia omiatająca moje ciało była odurzająca.
Uwielbiam tańczyć.
Tańczą nawet  moje włosy, ciało porusza się leniwie, choć z pasją...., lśniący , gorący pot skleja ubranie.
Myśli przepływają przez głowę jakby z opóźnieniem, zresztą... jakie myśli....?
Od bardzo niedawna, niedowierzające, niepokojące, nie dające normalnie spać...
Pełne dziwnej otuchy i nadziei :), oraz niesamowitej radości :)

 ( dzięki  , P !!!! )

Tuż po północy wzywam taksówkę.
Kierowca jest bardzo milczący, nie odzywa się przez całą drogę przez uśpione , wyludnione miasteczko.
Jestem mu wdzięczna.
W głowie mi huczy , od głośnej muzyki , od wrażeń.
Ręce trzęsą się, kiedy z małej, czarnej torebki wyjmuję telefon i otwieram pocztę.
Z wypiekami czytam nowego maila....
W domu długo jeszcze leżę z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc zasnąć...