baby development

19.11.2012

żyję ;)

Jakoś leci.


Różnie jest.


Raz lepiej, raz gorzej.



Huśtawka.



W moim małżenstwie takoż.

Chyba normalka.





Maja ostatnio choruje- przedszkole.....
Zapalenie uszu, zapalenie płuc....

Taka z niej cwana bestia, że....

Śpiewa piosenki z przedszkola, bawi się , ostatnio zaczęła się bać duchów :D, pewnie to z jakiejś kreskówki załapała.



A ja....

Brakuje mi przyjaciela.....

Brakuje mi P.




Chciałabym napisac tu pare rzeczy, ale to nie jest dobre miejsce.
A szkoda.

21.09.2012

protest

Ja kurwa protestuję.


Nie znosze, kiedy w moim miejscu ktoś próbuje rządzić.
W moim buduarze...?
Pierdolę  zmiany interfejsu.

Nic nie moge tu znaleźć i wkurwia mnie to.




Chyba przniose bloga na blox.



Foch !

6.09.2012

Przyszłam powiedziec, że mam najdzielniejszą córeczkę na świecie.

Dziś był pierwszy dzien przedszkola i Maja po prostu świetnie to zniosła.
Poszła się bawić, pomachała mi na pożegnanie.
Jak tylko wyszłam z budynku, zalałam się łzami :)
Ja zniosłam to o wiele gorzej niz ona.
W domu nie mogłam sobie znaleźć miejsca.
Zajęłam się obiadem, ale co chwila zerkałam na zegarek, kiedy wreszcie ja stamtąd odbiorę :)


Maja nie płakała w ogóle ( martwiłam się, jak będzie potem, a okazało się, że okej )., tylko wybrudziła się niemożebnie :)

Oczywiście, zawiozłam ją i przywiozłam autem :)
jak dobrze miec prawo jazdy : D



Mój mały przedszkolaczek........
echhhhh

15.08.2012

Przyszłam się pochwalić

Zdalam dziś egzamin na prawo jazdy :)

Nareszcie :):):)



Za pierwszym podejściem.



Nastawiałam się, że oczywiście nie zdam.
W nocy nie mogłam spac z nerwów.
Od rana do południa wypiłam dwa wielkie kubki melisy .

W południe przyjechał po mnie mój instruktor i pojechaliśmy do miasteczka , gdzie miałam zdawać.
Pojeżdziłam po mieście, zrobiłam wszystkie manewry ( perfekcyjnie, oczywiście ).
Powtórzyliśmy pytania dotyczące samochodu.

I w zasadzie do końca nie byłam pewna, czy instruktora zabrać ze sobą czy nie, ale w końcu pojechał z nami.
I w sumie dobrze.
Popełniłam kilka błędów, ale to były jakieś małe szczególiki ;)


ZDAŁAM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Czeka na mnie teraz kieliszeczek Bayleys'a , a potem lulu, bo kiedy emocje opadły, to przyszło zmęczenie i senność.


Także- mogę wreszcie prowadzić :)

2.08.2012

Wybyłam z domu na całą dobę, a Puzlasty z Majką pod opieką zrobił więcej , niz kiedy nie musi się nią zajmować.
Domalował resztę ścian, przestawił meble tak jak mają stać, poprzyklejał nowe listwy przypodłogowe.
No proszę.....

Dziś trochę demolował, wszędzie kurz i pył.
Końca nie widac.....
Wkurwia mnie ten bajzel....




Miałam dziś udawany test z moim instruktorem.
Oblałam.
W trakcie zawracania na 3 zgasł mi samochód ( a to mi sie prawie wcale nie zdarza...), a i z nerwów wrzuciłam zamiast wstecznego jedynkę.
Kaplica.
Plus kilka mniejszych błędów...
Za tydzien znów spróbujemy.

Kurczę, a ja mogłabym tak po prostu wsiąść i pojechać.
Pewnie się czuję na drodze ;)




Jeszcze o Puzlastym.
Dziś usłyszałam od niego, że nic tylko siedze z nosem w książce albo w telefonie, a on odwala biedaczek całą robotę.
To, że nadal zajmuję się domem, gotuję, ogarniam trochę ten remontowy burdel, opiekuję się Młodą- to przeciez nic takiego.
Super.
Jak wspaniale być docenioną.....

Zastanawiam się czasem, po co on nadal ze mną jest.
Mógłby sobie bez problemu znaleźć taka, która bardziej by mu odpowiadała pod każdym względem- mądrzejszą ( !!!) , zgrabniejszą, piękniejszą...
Po cholerę mu ja...?
Same problemy tylko....
Nie taka, nie śmaka.

Szykuje się chyba jakiś kryzys....
I ja doprawdy nie wiem, jak długo dam radę to ciagnąć.
Wiem, że i na dobre i na złe...itp.
Że jesteśmy dorosłymi, dojrzałymi osobami.
Ale wszystko ma swoje granice, czyz nie....???


Pewnie, gdyby nie ciemniejsza strona mojego życia, nie dałabym rady.
Zwyczajnie zwątpiłabym w swoją kobiecość i w fajną osobowość.

Zastanawiam się, gdzie się podział ten superspokojny, ciepły Puzel.Jego huśtawki nastrojów zwyczajnie mnie rozwalają.

23.07.2012

Puzlasty ma tzw półwakacje- w dzień jest w domu, wieczorami pracuje.
Od dziś zabrał się za malowanie, bo naprawdę juz trzeba....
Cały szczęśliwy, bo to go odpręża :)


My z Majką trochę mu się kręcimy pod nogami, przesiadujemy na placu zabaw, korzystając z ładnej pogody, albo moczymy dupki w baseniku w ogródku.
I jest pysznie.
Pyszne są czereśnie i truskawki.
Pieknie pachną kwitnące lipy i dzikie róże.

Bosko jest.




A ten....
Z braku ruchu grupowego z niekłamaną satysfakcją powitałam dawno niewidzianą znajomą sprzed roku z kawałkiem- otóż wróciła moja opona na brzuchu ;)
Wiedziałam, że tak będze.
Za dużo czekolady, za mało ... ruchu :P





Robiłam dziś porządki w kompie.
I znalazłam takie coś.
Wkleję, bo tak mi strasznie jakoś pasuje do mojej sytuacji ...

"porzucona"

A gdy już wycałujesz mnie do końca
I smak ust moich znał bedziesz na pamięć
To pewnie wtedy wstawisz mnie do kąta
Jako minionych snów swoich ornament

A ja? Cóż-spojrzę smutnymi oczyma
W których już nie ma nadziei na lepsze
A kiedy wyjdę-ty mnie nie zatrzymasz
A gdy zapłaczę wiatr łzy mi obetrze

Powiem że smutno. Niebu się poskarżę
Będę składała przysięgi niezłomne
A gdy snieg spadnie i kiedy przemarznę
To cud się stanie i może zapomnę

I znow ktoś inny będzie mnie całował
Ubarwi swoje sny moimi snami
A ja? Przeproszę zimno by darował
I wyjdę. Przedtem głosno trzasnę drzwiami

A może miłość w zwariowanym sercu
Znowu z litości cicho zakołacze
A on nie zechce całować mnie więcej...
I znów na wietrze cicho się rozpłaczę...

13.07.2012

jestem zmotoryzowana kobietą

Buehehehe.

Kupiliśmy małe autko dla mnie :)
Mam je już prawie tydzień, kilka razy siedziałam za kółkiem.
Podczas dzisiejszej jazdy Puzel trzymał sie kurczowo...
Nieee, żartuję.
Powiedział, że świetnie sobie radzę, tylko żebym sie mniej denerwowała, bo nie ma czym....




Co poniektórzy moi mili czytelnicy już nawet widzieli moją micrę na fejsie : D
Całe szczęście, że to stary, 14 letni gruchot, przynajmniej nie mam stresu, że będzie kaszanka, jak przytrę czy coś....

6.07.2012

Jak tak sobie siedzę wieczorem sama- Młoda śpi, Puzel w pracy....
Nie daję się- robie różne rzeczy- czasem mam gościa, czasem czytam, siedzę na forum, czy na fejsie....
Ale czasem dopada mnie jeszcze ten głupi smutek- i myślę wtedy o nim.

Zwłaszcza, kiedy słyszę tą piosenkę, rozklejam się.
W głowiie ciągle widzę tamte słowa : nie bój się mnie, nie skrzywdze cię.....

Największe kłamstwo świata......  



28.06.2012

Majkowe urodziny były bardzo fajne.
Muszę pochwalić Puzla- praktycznie sam wszystko przygotowal na przyjęcie.
Zrobił tort nawet :):):), i to taki, który nasza alergiczka mogła jeść :)  ( druga rzecz- że nawet nie chciała spróbowac...... ).
Wszystko się udało, nawet pogoda się poprawiła, i dzieci mogły pobawić się w ogródku.
Majka była strasznie szczęśliwa :), i nawet zdmuchnęła sama świeczkę.
W zeszłym roku się bała : D



A u mnie...
Zawinęłam się w taki mój wewnętrzny koc.
Mało czuję.
Nie czytam juz straych maili, z wszystkich sił staram się zapomnieć.
Jedyna osoba,  której ufam i której chciałabym o wszystkim co we mnie siedzi powiedzieć- jest jednocześnie osobą , której już nie mogę  powiedzieć nic.
To boli podwójnie.
I tak leci dzień za dniem.
Są nawet takie, kiedy juz nawet cień mysli o Nim nie przemyka mi przez głowę.
Ale to jeszcze potrwa....

Czasem myślę sobie , że lepiej by było, gdyby to wszystko się nie zdarzyło.
A potem zaraz przychodzi myśl , że przecież dało mi to tyle emocji, radości, siły, że jednak dobrze, że było.
A płacić trzeba, prawda stara jak świat.

18.06.2012

Obrączka się znalazła.
Rano weszłam do salonu i leżała na środku pokoju, na dywanie.
Poprzedniego dnia oczywiście przeszukałam każdy centymetr podłogi- nie było.
Nawet odkurzałam, bo Majka rozsypała chrupki.
Zatem jak to możliwe...?

Puzel sypia na kanapie....
Musiała wpaść między poduchy i wypaść, kiedy sobie rozkładał ją do spania.
Rano złożył i wyszedł do pracy, a ja znalzałam.
I wsio.

Nadal jej nie noszę.
Boję się, że znów zgubię.
Puzel też swoją zdjął....
Trzeba pójść do jubilera i pozmniejszać.



Niebawem Majkowe urodziny.
Mam w domu trzyletnią panienkę :D

Impreza odbędzie się w niedzielę, ma przyjść ok 8 Majkowych kolegów i koleżanek.
A w czwartek , kiedy tak naprawdę wypadają jej urodziny, wybieramy się na imprezę do innego dziecka znajomych.

Planuję menu, dałam znajomym jakieś tam pomysły na prezenty.


Kropka odkryła angry birds i straciłam swój telefon- non stop by grała : D
Poza tym, gada całymi zdaniami,  jest w pełni odpieluchowana, uwielbia książki jak mamusia : D.
Lubi chodzić na basen , bawić się z innymi dziećmi ( pod warunkiem, że je zna, bo innych się boi.....) , zostaje u ciotki na czas moich zajęć bez żadnego problemu.
Poza tym jest taka śliczna i słodziutka, czasem jak na nią patrzę, to zatyka mnie ze wzruszenia i niedowierzania , że to moje dziecko.




Czasem nie mogę też uwierzyć, jak wiele się w moim życiu zmieniło przez kilka ostatnich lat.
Jak zmienił się mój mąż.
I ja sama.

4.06.2012

Zgubilam obraczke.
Zauwazylam przy kapaniu Majki.


Nigdzie jej nie moge znalezc, a bylam dzis w paru miejscach.
Splakalam sie.




Ostatnio zycie mnie nie piesci, nie jem.
Odechcialo mi sie wszystkiego.
Schudlam , okazuje sie ze w palcach tez ....:-(

FUCK !!!!

2.06.2012

Rocznica.
Dzięwiąta.



Puzel nie był zdowolony z prezentu.
Przypominam, że wykupiłam mu półtorejgodzinny masaż całego ciała w spa.



Miał taką minę, że pożałowałam- i wymyślania , co to ma być, i kasy....

Ja dostałam kwiaty.
Róże z liliami.
Pokłuły mi palce....


Pojechaliśmy razem.
Odprowadziłam Puzla pod same drzwi , gdzie czekał na masażystkę, a sama zabrałam Majkę na basen.
A potem sobie wróciłyśmy do domu same.
Oczywiście , w domu nakarmiłam Majkę, powiesiłam dwie pralki prania, przygotowałam obiad.
Zdążyłam przysiąść przy Majce, bawiącej się klockami, jak wrócił mój małżonek.
Zadowolony.
Odprężony.

Taki to ma fajnie...


Po obiedzie zabrał się i pojechał do pracy, a ja spędziłam upojne chwile sprzatając po obiedzi, składając pranie, rysując wielbłądy ( Majka ma fazę na te zwierzątka ostatnio) i wysadzaniu Mai na nocnik.
Jak ekscytująco....


Fajna rocznica...?




Super....

30.05.2012

kompromis czy....

Wczoraj obchodziłam imieniny.
I cóż , muszę powiedzieć, że to były nagorsze imieniny w całym moim dorosłym życiu.
Maja wstała na tyle wcześnie, że poranek zaczęłyśmy w towarzystwie Puzla , który szykował się do pracy.
Pomyślałam, że nie składa życzeń, bo szykuje coś na później....
Tymczasem nakrzyczał na mnie o jakąś pierdołę.
Super mi się dzień zaczął....
Pomyślałam- nic to, na pewno potem mnie przeprosi, wróci do domu z kwiatami i będzie już okej.
Wrócił- bez kwiatków, obrażony ( yyyy, o co kurwa tym razem nie raczył mi powiedzieć).
Całe przedpołudnie prawie się do siebie nie odzywaliśmy.
Atmosfera w domu tak gęsta , że możnaby ja nożem kroić.
Potem zostałam zawołana na dywanik ( jak kurwa nie wiem kto, niekompetentna podwładna , niesforne dziecko..????).
No i się zaczęlo.
Poszło o to, że mój małzonek w ogóle nie ma czasu dla siebie.
Bo albo jest w pracy, albo opiekuje się Majką.
I non stop sadzą ją na nocnik, albo myje nocnik, albo ja karmi, albo ona na nim wisi.
A ja...?
Ja w tym czasie jestem na fitnessie lub na kursie nauki jazdy.
Czyli słowem- ja sie relaksuję , a on jest umęczony i uwiązany w domu.
Z dzieckiem, które się domaga, żeby był ojcem.

KURWA !!!!!!!!!!


No tak.
Samochód wymaga jakiejś naprawy przed sprzedażą , drugi trzebaby wymyć , nasza przyczepa kepmingowa jeszcze nie jest wykończona, trzeba jeszcze zamontować jakieś tam COŚ.

I ja to rozumiem.
Możnaby to jakoś pogodzić przecież , porozmawiać spokojnie.

Puzel wyszedł z domu, do pracy, trzasnąwszy drzwiami tak, że szyby zadrżały.
Ja jakoś się trzymałam cały dzień, ale jak już poszedł, to spłakałam się niemożebnie.
A potem spakowałam moje i Mai rzeczy i zabrałam ją na basen.
Przy okazji zrezygnowałam z wszystkich zajęć, które miałam juz porezerwowane oraz zrezygnowałam z karnetu...
Niestety, kasa za kolejny miesiąc już poszła z konta , także dostałam po dupie.
Dziewczyna w recepcji była bardzo zdziwiona ( "znamy się " , widując 4 razy w tygodniu ), ale nie powiedziała nic....
Widziałam , że już się zbiera , żeby spytać, kiedy za moimi plecami stanął Puzel i przypatrywał się co robię, więc zrezygnowała....
Wrócił do domu , zamiast być w pracy.
Myślałam , że albo chce się dalej kłócić, albo przeprosi...
Przeprosił , ale cóż mi po tym...?
Zjebał mi cały dzień, jedno głupie przepraszam naprawdę tego nie naprawi.

Zimno powiedzialam mu, że ma , co chciał.
Będzie sobie radośnie hasał, a ja jak zwykle będę w domu.....

Zamiast dać mi prezent, odebrał mi to, co dawało mi tyle radości i satysfakcji, mało tego- co ratowało moją psychikę w kiepskich momentach i pozwalało choć na trochę zapomnieć...

Zostałam z niczym.
Czuję się podle.
Parszywie.




Po przeprosinach zajął się swoimi sprawami.
Jedyne, co go interesowało, to czemu ciagle dostaję jakies sms-y.
I kto do mnie tak pisze.
Rzuciłam mu telefon i wyszłam przed dom.
Zobaczył w skrzynce masę życzeń imieninowych.
Zrobiło mu się głupio, przyszedł potem do mnie.
Ale ja już nie czułam nic oprócz pustki.









Dziś przed południem miałabym zajęcia, ale zostałam w domu.
Nosiło mnie strasznie.
W głowie widziałam  swoje puste miejsce na sali ćwiczeń , słyszałam muzykę, która zawsze wyzwalała we mnie wulkan energii, widziałam, jak pozostałe babeczki z grupy ćwiczą.


Bardzo mi źle.




Moja wczorajsza jazda z instruktorem była beznadziejna.
Ciągle robiłam coś nie tak.
Ciagle mnie strofowal.
Czy ja już kompletnie jestem do niczego....?

27.05.2012

Cały dzień bez wpadki !!!
Maja wola , ze chce siusiu lub ( najczęściej ) sama pędzi na nocnik.
Na jedynkę i dwójkę ;), cały zreszta dzień chodziła bez gatek.... Zeby było jej wygodniej :-)

Ja pinkole, ale jestem z niej DUMNA !!!!!




A Puzel zachorował obłożnie . Ma goraczke i położył sie do łóżka , umierający ....
Grymasi jak przedwojenna primadonna, a ja robię herbatki z sokiem malinowym , otulam kolderka i trzymam Młoda z dala od niego.
Nad każdym trzeba sie w chorobie uzalic, a nad facetem podwójnie ;)

26.05.2012

Znów dostałam kwiaty.
I czekoladki.
Ten wielbiciel stanowczo mnie nienawidzi, bo jak codziennie zacznę opychać się czekoladkami, to.....
Będę wkrótce wyglądać jak hipopotam.

Że o oskarżycielskiej minie Puzla , kiedy mi te kwiatki pokazał, jak wróciłam z pracy- nie wspomnę...


A tak serio.
Fajnie jest dostawać ulubione kwiaty :)
Zwłaszcza , że za chwilkę mam imieniny.



Dzisiejszy dzień minął mi na bacznej obserwacji Mai.
Wydedukowałam , że siusia co 20 minut, jak w zegarku.
I zaczęłam ją wysadzać co 20 minut, a nie , tak jak Puzlasty, raz na godzinę.
I wszystkie majtki suche :), tyle, że mam wrażenie, że ona ciagle siedzi na nocniku , a ja ciagle wycieram jej tyłek , pozbywam się siuśków i myję nocnik.
No nic, pierwsze ( albo drugie) koty za płoty.
Musimy wytrwać !



Aha , jeszcze o Dniu Matki.
Jakoś szczególnie nie świętowaliśmy ( to znaczy JA nie świętowałam).
Natomiast oczywiście zadzwoniłam do teściowej, pogadałyśmy sobie itp.
Potem zadzwoniłam do mojej mamy.
Co zrobić , jest jaka jest, może nie taka jakbym chciała , ale to moja mama i kocham ją.
Tyle, że po tej rozmowie znów miałam doła.
Jak zwykle....

Dobrze, że jest Puzlasty.
On zawsze wie , jak mnie pocieszyć.

Kocham tą naszą małą rodzinkę.
Najbardziej w świecie .

25.05.2012

Jutro Dzień Matki :)
Ech...
Chociaż czasem mam ochotę udusić tego małego potwora, to ... ech... :)
Dziś na nowo podjęliśmy walkę z siusianiem w pieluchę.
I brakło nam majtek, hehe.
Dłuuuuga droga przed nami , dokupiłam dziś dwanaście sztuk i dalej, nie poddajemy się.
Wreszcie jest na tyle ciepło, że Młoda lata w samych majtusiach i bluzeczce.



A ja dziś pierwszy raz w życiu osłupiałam w drzwiach, kiedy odbierałam kwiaty od kuriera.
Najlepsze jest to, że Puzel był wtedy w domu o był równie zdziwiony jak ja....
Bo ja , oczywiście, najpierw pomyslałam, że to od niego, ale...
Dopiero bilecik i dołączone pudełko czekoladek uzmysłowiło mi, od kogo ten snop frezji...
A cudne są !!!
A zapach.......
Mówię wam , ten kto je wysłał naprawdę chce i wie, jak mnie "przekupić".






Jutro będzie 9 rocznica naszego pierwszego całusa.
A już za parę dni nasza 9 rocznica.
Kupiłam Puzlastemu masaż.
W klubie fitness , gdzie chodzę 4 razy w tygodniu ćwiczyć , otworzyli salon odnowy biologicznej.
W ofercie mają niesamowity, półtorejgodzinny "ultimate" masaż całego ciała.
Już zacieram ręce na widok jego miny :):):)



A żeby mi nie było tak wspaniale......
Zdaje się , że kolejny raz dałam się nabrać.
I już nigdy więcej tego nie zrobię.
Ktoś, oswoiwszy mnie, tak po prostu odszedł.


Shame.

24.05.2012

Wiadomości z frontu

Bardzo ekcytujaco. Trochę straszno, ale faaaajnie :-)
We wtorek jeździłam po mieście, ruszalam pod górkę , uzywalam 3-ego biegu. Dziś natomiast było zawracanie na 3, iiiiii wyjechalam z miasta , dzizasssss.
Oczywiście, skoro musiałam jeździć dość szybko, więc w ruch poszedł 4 i 5-ty bieg.
Co za prędkość !!!!!

A na następnej lekcji pojadę już do miasta , w którym będę zdawać egzamin, SAMA (no dobra, instruktora tez wezme ), to jest jakieś 16 kilometrów ....

Wpadlam do domu taka rozemocjonowana , ze Puzlasty trochę sie ze mnie nabijal.
Dla niego to nic takiego przecież , a dla mnie ... :-))))

Jest nadzieja , ze to polubie.
Jazdę, nie nabijanki Puzlastego, lol.

17.05.2012

wooohooo

Miałam dziś trzecią , dwugodzinną jazdę.
Oprócz jednego razu, kiedy troszkę przytarłam krawężnik i się zdenerwowałam, to nawet nieźle mi poszło.
Zrobiliśmy powtórkę z tego, co było do tej pory- skręcanie w prawo, w lewo, potem skręcałam na skrzyżowaniu na światłach ( tak , wyjechaliśmy na ruchliwszą ulicę...), oraz na rondzie....
A także- najtrudniejsze- ruszałam pod górkę.
No i coraz lepiej idzie mi z biegami, choć zazwyczaj nie pamiętam, na jakim biegu jadę aktualnie, brrrr.
Wiecie, co jest w tych lekcjach najgorsze...?
Mój instruktor.
Nie jest niemiły , jest normalny, nie obawiam się, że nakrzyczy czy pomyśli, że jestem idiotką.
Tylko bardzo niewyraźnie mówi , ja z tego stresu prawie nic nie rozumiem, co on tam gada pod nosem.
I nie wiem , czy mówi do siebie ( bo tak czasami mówi- komentuje głośno co było ok, co gorzej itp) czy na przykład każe mi coś zrobić- zjechać z drogi, skręcić itp.
To mnie wkurza najbardziej, że on  tak bełkocze.
Kurka !!!



Ale jak wróciłam do domu , to byłam zadowolona.
Może kiedyś, za 50 godzin ( !!!!!) będzie to dla mnie odrobinkę przyjemne...?


 :)

15.05.2012

Troszkę obolała chodzę.
Miałam wczoraj maluśki wypadek.
Poszłam do znajomej, a ona w ramach eksperymentu wysmarowała swoją podłogę jakimś siuwaksem, który miał ją mega nabłyszczyć.
Tylko zapomniała mnie uprzedzić, że podłoga jest również barrrrdzo  śliska.
Szłam niosąc Majkę na rękach i szuuuuuuu.
Pewnie, gdybym miała wolne ręce- nie byłoby tak źle, ale starając się osłonić Kropkę  przed bolesnym upadkiem , sama zaliczyłam jeszcze metalową donicę z jakimś cholernym habaziem....
Tak sobie boczkiem  lewym zawadziłam....

Mam tam teraz zdartą skórę , boli stłuczone żebro i takie tam...

Ale Majce nic się nie stało :), i to najważniejsze.

7.05.2012

Miałam druga jazdę :-)
Pisze, więc żyje .
Skrecalam w prawo , w lewo, jechałam na trzecim biegu.
Nadal to wszystko mnie oszalamia, tyle czynności naraz...
I te biegi , wrrr.
Co jest złego w automatycznej skrzyni biegów, pytam sie ?
Mogłabym jeździć takim autem, o ile byłoby mi łatwiej, ale nie, trzeba koniecznie manualna....
Puzel zaczyna pełnym wyższości tonem preorowac nad cudowna przewaga manualnej nad automatyczna ...
Phi, ja nadal obstaje przy swoim :)

3.05.2012

jestem zdziwiona

Jeszcze żyję !!!


Miałam dziś pierwszą jazdę z instruktorem.
Jak szłam do auta, to miałam nogi jak z waty.
Modliłam się, żeby okazało się, że to jakiś starszy pan, bardzo cierpliwy i taki, co to już go nic nie zaskoczy....
No cóż, mój instruktor ma koło 35 lat, ale na szczęście jest chodzącym ( jeżdżącym , hehe) profesjonalizmem.
Dobrze, że nie jest ani trochę w moim typie, bo zamiast skupiać się na drodze, skupiałabym się na nim, khy khy.

Najpierw pojechaliśmy na taką w miarę cichą uliczkę , i tam tłumaczył mi i pokazywał wszystko, a potem... w drogę.
Stresowałam się straszliwie, ale chyba jego spokój w końcu spłynął i na mnie.
poradziłam sobie nieźle i chyba w te półtorej godziny czegoś się nauczyłam :):):)
Nawet jechałam już na drugim biegu, ło matko....


Następna jazda już w poniedziałek.



Muszę zdać  egzamin praktyczny do Bożego Narodzenia, taki sobie wyznaczyłam termin.

30.04.2012

Żeby przetrwać, czytam stare maile.
Stare, czyli na przykład z lutego.
Tylko czy rzeczywiście mi to pomaga...?
No nie, nie pomaga.
Bo za każdym razem czuję się, jakby mi jakiś potwór wsadził pazurzastą łapę i gmerał we wnętrznościach, a potem tak ściskał, że wszystko wylatuje, rozłazi się, wycieka  na wierzch.
Nielekko.

Ale stary sposób zawodzi, chyba w tamtym pokoju już jest za duży tłok.
Wyobrażasz sobie...?
Tyle tam trupów.....


Nie mogę tak dłużej, nie dam rady....


Stawką jestem ja.
Ja sama.

24.04.2012

Nagle mam mnóstwo czasu.
Wieczorami.
Co robić...?
Zatopić się w lekturze, oglądać zaległe filmy, pisać ...?

Wszystko takie przyjemne.
Osiołkowi w żłoby dano.

Tylko czemu osiołek jest nieszczęśliwy?

23.04.2012

Dziwny czas w moim życiu teraz nastał.
W domu sielanka.
Puzel wziął się w garść i wychodzi niemal z siebie, żeby wynagrodzić mi tamte czarne miesiące.
Bardzo mnie to cieszy.
Choć rozmawiać o przyczynach gorszego czasu nie chce.
Może jednak kiedyś będzie gotowy na szczerość, bardzo na to czekam.
Staram sie być cierpliwa ( taaak, ja - wiem.... ale staram się ).
Jeśli będzie chciał- zawsze będę dla niego.

Natomiast po drugiej stronie jest P.
I raczej nieróżowo...
Jest tak różny od Puzla, że chyba bardziej się nie da.
I tak podobny do mnie...
 Bratnia dusza....
Choć wcale Go jak brata nie traktuję.
Niełatwo mi teraz, bo nadal pozostajemy w stanie dziwnego zawieszenia.
Mam wrażenie, że zmusza się, żeby w ogóle utrzymywać jakikolwiek kontakt.
Nie ma wręcz mowy o tym , by było jak kiedyś.
Gładko przemykają- "potrzebuję oddechu, poukładać się ", a potem kto wie.
Tylko, że to trudne.
Zaakceptować takie "pogorszenie".
Do dobrego ( wspaniałego) człowiek szybko się przyzwyczaja i potem już nic nie jest jak wcześniej.


To nabroiłam a teraz muszę jakoś z tym żyć.
Puzel mnie pociesza...
Czy to nie jest dom wariatów...?
Hę...?

18.04.2012

Dwa miesiące przygotowań.
Odliczanie każdego, pojedyńczego, długiego dnia.
Masa emocji, zniecierpliwienie, radość, euforia, nie mogę siedzieć, nosi mnie, to już niedługo...
Codziennie.
Pakowanie w głowie walizki- po tysiąckroć- nie, rozpakowuję, zabieram coś innego.
Układanie w myślach listy rzeczy, które muszę dokupić, zapakować, zabrać.
Mimo wszystko, oczekiwanie jest połową przyjemności....
Ale może okaże się, że nie...?
Bo tam, na miejscu, przeżyję takie trzęsienie Ziemi, że .........
Chodzę jak we śnie, jak lunatyczka.
Z głupawym, zakochanym uśmieszkiem na twarzy.
Odliczam.
Puzel próbuje trochę mnie gasić, zna mnie, zna życie, ale nie zna całej prawdy....
Jakieś trzy tygodnie przed wyjazdem coś zaczyna się dziać.
Zrazu malutkie, nawet niby niedostrzegalne znaki, ale ja jestem z nim tak sklejona , że zauważam natychmiast.
Potem jest coraz gorzej, to znaczy u niego wspaniale, aż tak, że nagle nie ma czasu nawet na maila, żeby powiedzieć jedno głupie dobranoc.
Nie wiem, co się dzieje, choć domyślam się, że to nie tak, jak ogłupiały ze smutku rozum próbuje mi podpowiadać.
A podpowiada mi okropieństwa.
Że to koniec.
Że skoro tak Mu teraz dobrze, to już mnie nie potrzebuje.
Że byłam dobra wtedy, ale teraz  jestem już niepotrzebna.
Zresztą , ile można...?
Poznał mnie na tyle, że już nie jestem ani intrygująca ani interesująca.
Zna mój rozkład dnia, zna moje myśli, wie jak wygląda moje życie.
Ma mnie, więc może po prostu przestał gonić króliczka.
I może chce poszukać następnego.
NIE.
TO NIE TAK.
WIEM TO PRZECIEŻ.
To tylko moja projekcja.
To ze strachu....
Staram się sama go przed sobą tłumaczyć, znam Go, wiem, jak wygląda Jego życie, wewnętrzny ON, nie zrobiłby tego, nie w ten sposób.
Wiem to przecież.
Ale to  nie umniejsza ani mojego bólu, ani odrzucenia, ani niepokoju.
W końcu nawet nasze spotkanie staje pod znakiem zapytania....
Choć czuję sie strasznie, zapewniam Go, że nawet gdyby miał się nie pojawić, ja będę.
Będę tam czekać, i będę dla Niego, choćby niewiem co.
I robię coś, co pomogło mi już tyle razy, że jestem pewna co do skuteczności...
Zamykam Go w tamtym pokoju , w mojej głowie.
Tamto miejsce jest jak pokój bez klamek w domu wariatów.
Miękko, nie zrobi nikomu krzywdy ( ani sobie, ani mnie), i nie wydostanie się, dopóki Go nie wypuszczę.

Okej, pomogło, jestem w stanie przetrwać.
Jak w transie pakuję walizkę.
Tak, jestem podekscytowana, jestem przejęta, pełna podniecenia i niepokoju.
Jestem bardzo zdenerwowana- podróżą, tym co będzie tam, ale i jak poradzi sobie Puzel, choć wiem, że poradzi sobie świetnie.
Nie mogę  zasnąć, boki bolą mnie leżenia, głowa nie daje oczyścić się z galopujących myśli i obrazów.
Choć muszę wstać bardzo wcześnie i tłumaczę to sobie- tłukę się po łóżku i nie umiem odpocząć.
Kiedy w końcu zasypiam, śnią mi się takie bzdury, że chyba lepiej już wstać.....
Kiedy wychodzę z domu, z walizką, zdenerwowanie i stres przyduszają mnie, przyginają do ziemi.
Puzel uspokajająco głaszcze mnie po kolanie.
Posyłam mu wymuszony uśmiech- przecież spełnia się moje marzenie- niech myśli, że to tylko stres.....


Ta chwila, którą wyobrażałam sobie- wyobrażaliśmy sobie- po tysiąckroć, zbliża się.
Nasze pierwsze spotkanie.


Trójmiasto jest piękne.
Powietrze inaczej pachnie.
Świeci słońce, czuć wiosnę.
Kiedy wreszcie docieram do Sopotu, wchodzę do hotelowego pokoju, spaceruję monciakiem, kiedy wiatr urywa mi głowę na samotnym spacerze, drżę z niepokoju i po prostu... czekam.

Rano nie dociera na śniadanie, choć mieliśmy zjeść razem.
Jem sama , jestem głodna.
Wszystko smakuje jak siano, moje myśli są zaprzątnięte tylko Nim.
Gdzie On, do cholery , jest.
Dzwoni, spóźni się.
Wracam do łóżka, czytam, potem jeszcze śpię.
Potargają mi się włosy, może na policzku zostanie ślad z odbitej poduszki, nagle odkrywam, że to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Czytam nowokupioną książkę, jest bardzo wciągająca i wesoła, pomaga.....
Nagle moje serce zaczyna bez powodu łomotać.
Słabo mi się robi i boję się, że zaraz zemdleję, zasycha mi w gardle i źle sie czuję.
Jednak dociera do mnie odgłos cichych kroków i szelest tuż pod moimi drzwiami.
Moje serce szaleje i już wiem, że to dlatego, że wyczuło Go na odległość.
Wyskakuję z łóżka, opanowawszy słabość.
Wtedy słyszę  pukanie ....

Nie wiem, jak daję radę otworzyć drzwi, moje ciało jest jak spiżowy posąg, ciężkie i nie chce mnie słuchać.
Otwieram drzwi.
To On.

To On.

Widzę tylko jego oczy, nasze powitanie nie jest nawet w połowie takie, jak sobie wyobrażałam.
Trzęsę się jak w febrze, tulę do Niego,  Jego zapach mnie odurza.
Jego oczy hipnotyzują .
Jego usta...
Boże, Jego usta...
Miękkość, lekkość, tuli mnie, całuje.

A potem jest szał.
I jest trzęsienie Ziemi....


Jest ze mną , jest we mnie.
Wypełnia moją duszę i moje ciało.


Staram się nie zwracać uwagi na jego telefon, który dzwoni bez przerwy.
Który wszystko psuje.
Nienawidzę go i mam ochotę wrzucić do kibla i spuścić wodę.





Jest cudownie i beznadziejnie.




Dzień i noc razem.
Skrępowanie...?
Jakie skrępowanie...?

Budzimy się razem.
To cudowne i beznadziejne, bo to dzwoni Jego żona.....

Jesteśmy razem, ale jego z każdą sekundą coraz mniej.
Jest szczęśliwy i oczarowany, nie chcę widzieć Go zamyślonego i przybitego.
A jednak tamto wygrywa.
Nawet kiedy się kochamy, Jego już ze mną nie ma.
Kiedy wychodzimy, moja ręka szuka Jego ręki, moje usta wciąż szukają Jego ust.
Ale nic nie jest takie, jak powinno.
Owszem , wciskam dłoń w jego ciepły uścisk, ale Jego oczy uciekają.
Nie patrzy na mnie tak, jak powinien.
Jest , ale Go nie ma.
Ściska mnie w gardle, za wszelką cenę próbuję przegonić łzy.
Coś jemy, coś pijemy, rozmawiamy, ale Jego już ze mną nie ma.
Jedziemy na dworzec, ja jeszcze próbuję- łapię go za rękę, głaszczę, muskam Jego kark, ale...
Jego już ze mną nie ma.
Przytulam Go po raz ostatni, całuję - czuję się, jakbym całowała i prztulała kukłę.
Łzy palą pod powiekami, wiem, że jeszcze chwila, a całkiem się rozkleję, więc szybko odchodzę, czekam w kolejce do wejścia.
Nie daję rady i oglądam się za siebie.
Widzę Go, jak idzie powoli w kierunku wyjścia.
Nie stoi i nie czeka , aż wejdę.
Nie patrzy, nie ogląda się za siebie.
Z moich oczu tryska fontanna łez,  nawet nie staram się tego ukryć, ludzie się gapią.
Mam to w dupie.





W głowie pustka, w duszy pustka.

5.04.2012

I tak to już jest w zyciu, raz na wozie raz pod wozem.
Dobre i złe chwile przeplatają się jak w warkoczu....

Mogłabym teraz napisać gorzko- miłe złego początki, a koniec... żałosny.


Ale czy to ma jakiś sens...?


Show must go on.

21.03.2012

P. poskarżył mi się, że mało piszę ostatnio.
No mało, jakoś nie mam weny.

Ale za to napiszę dziś o moim wczorajszym dniu.
Jak zwykle pojechałam na zumbę przed południem.
Jakaś taka byłam słaba, ale co- ja nie dam rady...?
Troche nie nadążałam za innymi, ale co tam....
Pod koniec  podeszłam do panoramicznego okna ( z widokiem na duży basen), żeby sobie golnąć mojej wody z chlorofilkiem iiiiiiii
obudziłam się w karetce.
Tak moi szanowni państwo- pięknie mi się zemdlało.
Pierwszy raz w życiu.
Nie mogli mnie docucić , więc wezwali pogotowie...
Jak już dojechaliśmy do szpitala, to czułam się w miarę okej, strasznie słaba , ale ...okej.
Oczywiście, rozładował mi się telefon, więc nie miałam jak zawiadomić Puzla ( nie pamiętam jego numeru, zmienił niedawno ), także kiedy nie wracałam z zumby podejrzanie długo, po prostu tam pojechał i się dowiedział, co się stało.
A potem już siedzieliśmy razem.
Pobrali mi z pół litra krwi ( kurczę, jakby mało było tego, co straciłam w ciagu ostatniego tygodnia podczas okresu), dostałam kroplówkę i zastrzyk z żelaza ( fuck, jak to bolało  ).
Potem jeszcze wypowiedział sie ginekolog i doradził mi wyjęcie spirali ( o nienienie, jeszcze chwilkę, okej???? ), która prawdopodobnie jest sprawcą mojej galopującej anemii.
Do tego dołóżmy permanentne niewyspanie, spory wysiłek fizyczny i mamy odlot ....
Do domu wróciliśmy wieczorem.
Puzel wkur***ny na maxa, ja ledwie ciepła.
Młoda zmęczona i głodna, też wkur***na  :)
Taaa.



A ja zmartwiona, że P się martwił, bo nie miałam jak mu maila napisać co się stało.....)



Idę jutro na aerotone, z tą samą instruktorką, która prowadzi zumbę.
Głupio mi się tam teraz pokazać na oczy...
Będą pewnie jakieś pytania, i obawa, że wywinę im ten sam numer ponownie....


Ale ja już będę grzeczna.
Łykam pigułki, yyyy dobrze się odżywiam , dużo śpięęęęę......


16.03.2012

wakacyjnie

Puzlasty przebąkuje cos o wakacjach.
O ile będzie na w tym roku stać, to znów do Hiszpanii.

Może do Tossy tym razem, tam piasek na plazy, zamiast drobnych kamyczków.
Dobra motywacja, żeby na powaźnie zabrać się za to odchudzanie :), bo jak narazie mi nie wychodzi nic a nic.


Aaaaaa , motywacja jest tym większa, że pojedziemy jeśli nie we troje, to w czworo.......

15.03.2012

:)

Widziałam dziś motyla.
No, to chyba juz wiosna, nie...?

14.03.2012

Wiosna

Wiosna idzie,  to chyba trza się poodchudzać.

Taaa, co wy macie z tym odchudzaniem...?

Ano, jak się człowiek zapuścił przez zimę, zaokraglił tu i ówdzie ( i to nie tam, gdzie by się  chciało  ...), to teraz kaganiec na pysk
 iiiiii

żadnej czekolady ( no, może czasem kosteczkę tej 90%-owej)
zero pieczywa i pyrów
nie podjadać wieczorami
nie pić coca-coli


wskazane-

sporo ruchu ( mam)
więcej seksu ( khemmmm ).


Przecież to nawet nie jest jakaś drakońska dieta, nie...?


A w ogóle to byłam dziś na zakupach- 3 pary nowych majtek, sportowy stanik i błękitna bluzeczka.
Bardzo, bardzo lubię zakupy.
Tylko ktoś inny mógłby płacić .

28.02.2012

impreza

24 lutego były moje urodziny.
Hehe.

To było niezapomniane przezycie.
Bardzo miły dzien od rana, nie pamiętam kiedy miałam tak miły dzień....
Cały świat się do mnie uśmiechał, dosłownie.
Ludzie jakby się zmówili...

Rano kwiaty i prezent od Puzla, potem  fitness, i kawałek dnia z Puzlastym.
Kiedy wróciłam z aerobiku, Puzlasty wręczył mi paczkę ( od teściów).
Nie zdążyłam nawet do niej dokładnie zajrzeć, kiedy do drzwi zapukał nasz uroczy sąsiad.
Przyniósł czekoladowy tort, zapalił świeczki.
Razem z Puzlastym odśpiewali mi "sto lat".
Byłam w ciężkim szoku :)

Potem , po wyjściu mojego małżonka do pracy, przyjechał kurier- kolejna paczka, bardzo dla mnie szczególna.
Były emocje, niesamowita przyjemność, wzruszenie.
Fala miłości.

Po powrocie Puzlastego z pracy -kolejny tort i "sto lat" z teściami na skype.
No i.....zaczęłam się szykować na imprezę- wieczorem wychodziliśmy na moje urodzinowe przyjęcie.
Powiem tak- to były niezapomniane, nieziemskie , piękne urodziny.
Nigdy nie zapomnę- emocji, radości,ekscytacji...
Najlepsze jakie miałam.....

20.02.2012

Pochorowałyśmy się, najpierw Młoda, potem ja.
Jakaś obrzydliwa jelitówka, bleah.
Młoda teraz jeszcze bardziej niz zwykle nie chce jeść, i w sumie jej się nie dziwię, bo ja też unikam jedzenia.
Wczoraj skubnęłam tylko trochę płatków i suchą bułkę, dziś lepiej, bo nawet do tej bułki troszkę dżemu :)

Nie wiem, czy to ta pora roku czy inne różności tak depresyjnie na mnie wpływają.
Zazwyczaj staram się w każdej sytuacji dostrzec choć jeden malutki pozytyw, a teraz nawet to mi się nie udaje.
Marazm i ogólna beznadzieja.
Przed całkowitą ciemnością chroni mnie jedynie ten płomień, nowy i cieplutki.
Choć również boli, bo nielegalny....



Moja instruktorka od fitnessu i wodnego aerobiku odchodzi z pracy.
I co ja teraz...?
Lipa...
Zaczęłam chodzić regularnie 3 razy w tygodniu na zumbę ( taaaa,  bardzo to modne teraz) i w środę zaczynam coś nowego o nazwie aerotone, no zobaczymy ....
Bo basen bez Zeety to już nie to samo....



Puzel.
Puzel chyba także ma jakiś zjazd, jest zmęczony i niecierpliwy, nigdy jakoś szczególnie nie wczuwał się w rolę ojca, ale teraz ...
Wspominałam już jakiś czas temu, że rozczarowuje mnie jako ojciec.
Nie zmieniło się na lepsze, niestety...
Pieniądze to nie wszystko....
(uprzedzam tu sardoniczny uśmiech Rachana....- wiem, są ważne , ale czas poświęcony dziecku choćby raz w tygodniu...? bezcenny..........).


Niech ta wiosna już przyjdzie wreszcie !!!!!!!!!!!!!!!!!!

18.02.2012

czy czas mógłby przyśpieszyć...????

Puzlasty już o rok starszy niż przed kilkoma dniami....
Tort był.
Świeczki były.
Śpiewanie dla jubilata było.
Na imprezę się nie zgodził, chociaż namawiałam.
Wyobrażałam sobie jego minę na widok zaproszonych gości.....
Hehe, zrobiłby tak .
No cóż, nie udało się...


Hmmm, za to niedługo moja impreza.
Przebieram nogami z niecierpliwością ( co poniektórzy moi czytelnicy wiedzą, że ja i cierpliwość to oksymoron...), szykuje się niezła jazda....
Jeśli przyjdą wszyscy zaproszeni goście, to będzie nas 15 osób, wohoooo :)
Już zapisałam się do fryzjera ( chociaż doprawdy, moja fryzura zapewne nie będzie miała większego znaczenia..... ), jeszcze tylko nie wybrałam, co włożę....
No tak, z tym zawsze jest problem.
Szafa i komoda aż pękają w szwach, a ja nie mam co na siebie włożyć naughty.gif.
Hmmmm.
Jeszcze tylko tydzień.....

4.02.2012

No i co...?

Nie chce mi się pisać.
Czuję się  pozytywnie wydrenowana :), wyciśnięta jak cytryna ...
Obudzona.

Niby nic się nie zmieniło, a ja jednak jestem inna .
Bogatsza , wrażliwsza , silniejsza.

Zabrał mi spokój, podarował szacunek, wiarę, pewność, nadzieję i... miłość.
Same cnoty , popatrzcie :)



Maja mówi.
"Mamusiu, chodź, siadaj tu", a dziś przy okazji tańczących w świetle latarni śniegowych płatków- "mamusiu, muchy latają "  :):):)


Nocnik nadal jest problematyczny.
Wołała , że chce kupkę, a od 3 dni znów regres.
Nic to, do 18-tki na pewno załapie, o co chodzi :):):)

9.01.2012

łut szczęścia

Chyba mogę się nazwać szczęściarą ;)

Byłam wczoraj na imprezie u mnie w pracy, wybawiłam się, jak już dawno nie :) oraz wygrałam bon na zakupy do fajnego centrum handlowego za sporą kasę.

Tego mi było trzeba.
Do 23 było jeszcze fajnie, za to potem wszyscy mieli już mocno w czubach- coraz odważniejszy taniec, wygłupy, a potem niedyskretne obmacywanki po kątach.
Patrzyłam na to z przymróżeniem oka , sama trzeźwa , bez Puzla, który został w domu z Majką.
Za to niewiele było trzeba , żebym wpadła w trans.
Mocny, bardzo mocny i głośny bit wystarczył, żebym wyszła na parkiet i utonęła w morzu ciał :)
Ta energia omiatająca moje ciało była odurzająca.
Uwielbiam tańczyć.
Tańczą nawet  moje włosy, ciało porusza się leniwie, choć z pasją...., lśniący , gorący pot skleja ubranie.
Myśli przepływają przez głowę jakby z opóźnieniem, zresztą... jakie myśli....?
Od bardzo niedawna, niedowierzające, niepokojące, nie dające normalnie spać...
Pełne dziwnej otuchy i nadziei :), oraz niesamowitej radości :)

 ( dzięki  , P !!!! )

Tuż po północy wzywam taksówkę.
Kierowca jest bardzo milczący, nie odzywa się przez całą drogę przez uśpione , wyludnione miasteczko.
Jestem mu wdzięczna.
W głowie mi huczy , od głośnej muzyki , od wrażeń.
Ręce trzęsą się, kiedy z małej, czarnej torebki wyjmuję telefon i otwieram pocztę.
Z wypiekami czytam nowego maila....
W domu długo jeszcze leżę z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc zasnąć...