baby development

14.06.2013

a ten.......

troszkę mnie tu nie było ;)



A 4 lata temu kulałam się z piłką zamiast brzucha i czekałam na bóle- bo na 14 miałam termin, hyhy.

Ech, jeszcze tydzien do urodzin misiaczka :D


Poświętujemy we czwórkę..
Nie, nie to co myslicie.



JESZCZE nie jestem w ciąży :P


Jest u mnie mój brat...




Szczeniak lat niespełna 19-tu.


Mój najukochańszy braciszek.


Przyjęłam pod swój dach.
Wikt i opierunek za free.
Robotę mu znalazłam.
I wiecie, co gówniarz zrobił...?



Okaradł nas.


Zwyczajnie, bezczelnie, wyprowadził z szuflady niezłą sumkę ( ja pracuję miesiąc na tyle....).


Puzel zadzwonił do mnie, kiedy to odkrył i spytał, gdzie kasa.
Ja na to, że nie wiem o co chodzi.


Nie było mnie wtedy.
Więc rozmówił się z dzieciakiem sam na sam.

Młody przyznał się bez bicia , stwierdził, że miał wydatki ( fajki, piwko, zioło.....).


Ręcę opadają....
I wszystko inne też.


Liczył , że po wypłacie odłoży kase na miejsce i się nie zorientujemy...




Nosz kurwa.
A nie mógł zwyczajnie poprosić...?
Pożyczyłabym, dałabym mu.


To nie.
Lepiej kraść.






Smutno mi :((((((






Z innej beczki- Misiaczek będzie miał urodziny pełną gębą- zarezerwowaliśmy jej salkę zabaw, z dmuchanym zamkiem i kulkami, a potem wyżerką w stylu angielskim.
A tort będzie polski :)
Bo sama zrobię.


Mam już kilka przepisów  przygotowanych ( u nas nadal ścisła dieta- mleka i glutenu niet ), muszę zacząć je wypróbowywać, i rozpieszczać Pauzlastego słodkościami.
Albo siebie- bo on znów na diecie- odchudza się  ;)






Co do mojej planowanej ciąży.
Potrzebuję jeszcze chwilki, żeby ....
O boże...
Chcę tego dziecka, ale jak sobie pomyslę o tym wszystkim......
O tych nie zawsze fajnych ciążowych dolegliwościach, o porodzie, o połogu, to cała drżę.
Niezbyt dobrze to pan bóg wymyslił.....




Zresztą, te dolegliwości to jedno.
A mój tryb życia to drugie.
Dobrze mi teraz.
Miasiaczek jest już taki kumaty.
Pogadać z nią można, i tak mam wszystko zorganizowane, żeby móc jeszcze POŻYĆ, kiedy ona jest przedszkolu lub śpi.


A potem mi się skończy.

Będą hemoroidy, rozstępy, zwały tłuszczu i ta przeklęta laktacja.


Będę się czuła jak kosmitka we własnym ciele.
Nie będzie nawet mowy o wyjściu dokądkolwiek bez tej małej pijawki.
Że już nie wspomnę o tym, że stracę figurę.


Jak to brzmi.....



Brzmi to wszystko okropnie.
Wiem.
Bo ja jestem okropna.


I pusta.



I w ogóle beznadziejna :((((((((


To chyba nie wróży dobrze....?!






Ale klamka zapadła.


We wrześniu.....


Powiedzcie, że mi się odmieni.
Że tylko zyskam :)
Że figura wróci, że jakoś sobie poukładam na nowo to wszystko.
Ze Majka oszaleje na punkcie siostry.
Lub brata ( nie mam tym razem żadnych preferencji co do płci).




Że pozostanę sobą.....