baby development

7.05.2011

ktoś ma humory...

I to nie ja tym razem.
Zazwyczaj, kiedy mam zły dzień, Puzel z daleka woła - " co, jaszczurkę mamy?"
No, czasem mamy.
Dziś Puzel ugotował obiad.
Lubię jego spaghetii ( chociaż straszne kwasibory robi-ale ja lubię kwaśne), i dziś właśnie to było w menu.
Nałożył na telerze i zajął się nalewaniem picia, a ja zabrałam jedzenie do salonu.
Zagapiłam się-nie wiem- i wszystko z Puzlowego talerza zsunęło się na stół i ochlapało okolice ( na szczęście, nie poparzyłam Majki, która zajęła już swoje stałe miejsce).
Pobiegłam po papierowe ręczniki i mokre chusteczki i dalej to sprzątać.
W międzyczasie krzyknęłam do Pzula, że musi sobie drugą porcję nałożyć, bo ta już się nie nadaje.....
A tu wielka obraza.
Jak śmiałam !!!
Puzel wściekł się na serio....
Czy to jest powód do kłótni ???
 Chyba z tej samej kategorii co "zupa była za słona...."
Czy on nigdy niczego nie upuścił?
Puzel powiedział ,że on już nie jest głodny, po czym ostentacyjnie zasiadł do kompa.
Nie, to nie.
Zjadłam sama, w połowie już wszystko mi rosło w ustach i wyniosłam resztki do kuchni.
Potem zjadłam loda.
Puzel zabarał się do sypialni, bez słowa.
Ja ubrałam Majkę i poszłyśmy na placyk zabaw.
A tam , jak na złość, większość to albo rodziny ( mama+ tata+ dziecko) , lub sami ojcowie z maluchami.
Było mi przykro.
Puzel nigdy z własnej woli nie zabrał Majki na ŻADEN spacer, choćby opiekował się nią cały dzień i była cudna pogoda na dworze.
Najchętniej siedziałby w domu, jak ten borsuk, i najlepiej żebym trzymała Majkę z daleka od niego.
No, chyba że Majka pięknie sama się bawi, albo śpi....
No i kiedy jesteśmy w domu, on nigdy nie pamięta, kiedy Maja ma zjeść, kiedy zmienić pampka...Bo to moja praca.....
Najlepiej, niech ogląda bajki w TV cały boży dzień....
Przykre.
Szczerze mówiąc, rozczarowuje mnie jako ojciec.
Samo zarabianie pieniędzy nie wystarczy, żeby być dobrym tatą....
Ja nie przepadam za chodzeniem na placyk, lataniem w deszczu do przedszkola, żeby pobawiła się z innymi dziećmi ,średnio pasjonuje mnie rysowanie lub liczenie kredek- wolę ją zabrać na kulki czy na basen, ale robię te wszystkie rzeczy, bo ją kocham i chcę, żeby była szczęśliwa.
Żeby ładnie się rozwijała.
Ile ja się muszę naprosić, żebyśmy poszli gdzieś razem- czy to na basen, czy byle gdzie...

Po co mu w ogóle dziecko...?

3 komentarze:

  1. ...no właśnie...po co dziecko:-)? Ja też nie grzeszę "dobrym ojcostwem" jak to określiłaś...Zarabiam i kiedy trzeba pomagam...ale nie dolatam do tych niezmierzonych pokładów cierpliwości, uczuć, poświęcenia dla najbardziej nieznośnych malców, które mają ich Mamy...Ale wiesz, co? Nie wyobrażam sobie już życia bez dzieci...Chyba po to są:-)...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomagasz, kiedy trzeba?
    A kiedy to jest...?

    OdpowiedzUsuń
  3. ...zwykle kiedy zostanę poproszony...albo jak psychika i fizyka żonki sięgają szczytu możliwości i za chwilę będą się ścielić rodzinne trupy...wtedy nadchodzę z odsieczą Ja - biały rycerz na wielkim koniu albo odwrtonie, jakoś tak:-)

    OdpowiedzUsuń