baby development

7.01.2011

Nowy Rok

Oby był lepszy od poprzedniego, bo zaczął się nieciekawie.
Nasza podróż do Warszawy była bardzo dłuuuuga.
Korki, roboty drogowe- no sam miód....
Do tego ciągle utyskujący Puzel...
Nie wiem już, jak go mam zmotywować, żeby trochę hamował swoje bluzgi w samochodzie.
Uszy mi puchły od tego narzekania, przekleństw i ogólnego wkurwu.
Ja w ogóle się nie odzywałam, bo mimo, że tak samo zła , nie chciałam nas jeszcze bardziej nakręcać.
Na dodatek w drodze Maja zaczęła pokasływać, a kiedy wreszcie byliśmy na miejscu, trzeba było gnać do lekarza.
Na początku dostała tylko syrop i wapno, ale było tylko gorzej, więc potem był juz antybiotyk.
Pomógł.
Za to my z Puzlem sie rozłożyliśmy.
O mniej, ja zdecydowanie czuję się mocno parszywie.
Zapalenie oskrzeli, glut do pasa, okropny kaszel aż do wymiotów.
How nice .

Święta minęły szybko.
Maja dostała górę prezentów.
Zresztą, my z Puzlem też :).
Zanim otworzyłam moje paczuszki, po kolei patrzyłam jak robią to inni domownicy.
A mina Puzla- bezcenna.

Maja była w siódmym niebie- ciąge noszona, zabawiana, zagadywana przed Dziadka i Babcię.
Teraz ciągle ich woła, a na kiedy widzi ich na skype, wyciaga do nich rączki i woła...

Postanowiłam, że zrobię prawo jazdy.
Spróbowałam sosu tzatziki.
Spotkałam się z moim bardzo bliskim przyjacielem.
Dałam się Puzlowi namówić na coś szczególnie perwersyjnego i spodobało mi się :)
Obcięłam włosy.
Fryzjerka była zaszokowana, bo kiedy byłam u niej kilka dni wcześniej, prosiłam by tylko odświeżyła cięcie, bo chcę zapuścić na długie.
A potem przyszłam do niej po raz drugi w ciągu kilku dni, i pozbyłam się ich.
Tak po prostu.
Znajomi w ogóle nie komentują, udają, że nie zauważyli.
Cóż , mi się podoba i tego się trzymam :).

Droga powrotna to także niezbyt miłe kilkanaście godzin.
Puzel mylił drogę dwa razy.
Puszczał takie wiąchy bluzgów, że każdy szewc czy inny furman może się schować....
Ale już w domu.
Nareszcie.
Tu jest najlepiej na świecie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz