Zalewa mnie taka wściekłość, że ledwie widzę na oczy...
Mój dzien zaczął się o 2 w nocy- Maja płakała, więc zabrałam ją do salonu na bajkę ( po dokładnych oględzinach stwierdziłam, że nic jej nie jest, nie ma gorączki, więc może po prostu ida zęby....wrrrr).
Ja drzemałam, ona sobie patrzyła.
Do łóżka wróciłyśmy przed 4 i jak zasnęłyśmy, tak dopiero przecknęłam się przed 9.
A na 10 wybierałam się z nią do Klubu Malucha....
Wszystko w pędzie.
Nocnik, ubieranie, potem moja toaleta ( w międzyczasie dzwoni znajoma, żeby wpaść do niej po wszystkim), Majkowe śniadanie i już jesteśmy gotowe.
Otwieram drzwi a tam deszcz.....
Wyciągam wózek, w domu Maja wrzeszczy, bo też już chce wyjść, składam wózek, przypinam dziecko, zakładam folię.
Wrzask, bo przecież prawie nic nie widać świata, to zamach na jej wolność...
Z powrotem do domu po parasol...
Jestem już cała mokra.
Deszcz i pot....
Biegiem do Klubu.
Dziś Dzień Brudaska, dzieciaki biegają od miski z wodą, mijają stanowisko , gdzie są niedzwiedzie polarne i pingwiny na kupie lodu, stół z farbami, modelina....pojemnik z ziemią, w której zagrzebane są plastikowe robale....
Maja zadowolona, ja zaczynam schnąć.
Moje włosy wyglądają, jabkym wcale nie myła ich przed niecałą godziną.
I już czas do domu.
Na zewnątrz nadal leje.
I od nowa zabawa z ubieraniem, wierzganiem i wychodzimy w żywioł.
Dzwonię do znajomej, ale ta nie odbiera.
No nic , idziemy.
Po 20 minutach morderczego marszu w strugach wody, pchania pod górę jedną ręką wózka , trzymania drugą parasolki- jestem pod domem znajomej.
Pukam-cisza.
Przez okno widzę migający telewizor, więc jest w domu.
Pukam kilkukrotnie, dzwonię na komórkę- nic.
Jestem tak wściekła, jak mokra.
Maja wrzeszczy w wózku.
Mam ochote ją rozszarpać, czemu ona tak wrzeszczy....
Idę do domu.
Kolejne 20 minut.
Mam mokre dosłownie wszystko.
Tuż przez wejściem do domu dzwoni znajoma-spławiam ją bo nie jestem w stanie rozmawiać.
Majka do domu, wózek do komórki, ja do łazienki.
Zdejmuję z siebie ciuchy.
Nawet bieliznę mogę wykręcać z wody.
Wszystko do pralki.
Wycieram się.
Szlafrok.
Rozbieram Młodą.
Uffffff.
Kipię złością !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Może wreszcie zjem jakieś śniadanie....
Chyba dojrzałam do zrobienia prawa jazdy.
Oj widzę, że ciężki dzień masz za sobą. To teraz Malutką do łóżeczka a siebie do wanny z gorącą pachnącą wodą i najlepiej jeszcze lampkę wina na odstresowanie.
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru - i spokojnej nocy :)
...no współczun jak to mawiają. Będę trzymał za Ciebie z tym prawkiem...ale jeszcze trzeba mieć czym...jeździć :-)...Pozdro.
OdpowiedzUsuńNasze auto stoi przed domem i pokrywa je kurz, bo Puzel zazwyczaj jeździ służbowym.
OdpowiedzUsuńJedynie w wekeendy czasem gdzieś je zabiera na przejażdżkę.
Trochę mam pietra, bo to duża kolubryna...a ja wolałabym jakiegoś małego fiacika czy peugeota...
Ale co robić, przecież nie kupimy 3 auta.... :)
Trzymam kciuki za prawko. To naprawdę przydatny dokument, zwłaszcza, gdy ma się dziecko (ja mam ich dwoje i, do niedawna problem odwrotny- prawko na stanie, samochodu niet). Zobaczysz, jaka to wolność, nie musieć nikogo prosić o podwiezienie... Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńNina, i jak już kupiliscie auto, to łatwo się było przełamać ?
OdpowiedzUsuńWolność, to coś, co teraz czuję :) Lubię jeździć, nie sprawia mi to problemu... Większym problemem dla mnie było proszenie męża o podwiezienie, a teraz wsiadam do autka i jadę :)))
OdpowiedzUsuń