No mało, jakoś nie mam weny.
Ale za to napiszę dziś o moim wczorajszym dniu.
Jak zwykle pojechałam na zumbę przed południem.
Jakaś taka byłam słaba, ale co- ja nie dam rady...?
Troche nie nadążałam za innymi, ale co tam....
Pod koniec podeszłam do panoramicznego okna ( z widokiem na duży basen), żeby sobie golnąć mojej wody z chlorofilkiem iiiiiiii
obudziłam się w karetce.
Tak moi szanowni państwo- pięknie mi się zemdlało.
Pierwszy raz w życiu.
Nie mogli mnie docucić , więc wezwali pogotowie...
Jak już dojechaliśmy do szpitala, to czułam się w miarę okej, strasznie słaba , ale ...okej.
Oczywiście, rozładował mi się telefon, więc nie miałam jak zawiadomić Puzla ( nie pamiętam jego numeru, zmienił niedawno

A potem już siedzieliśmy razem.
Pobrali mi z pół litra krwi ( kurczę, jakby mało było tego, co straciłam w ciagu ostatniego tygodnia podczas okresu), dostałam kroplówkę i zastrzyk z żelaza ( fuck, jak to bolało

Potem jeszcze wypowiedział sie ginekolog i doradził mi wyjęcie spirali ( o nienienie, jeszcze chwilkę, okej???? ), która prawdopodobnie jest sprawcą mojej galopującej anemii.
Do tego dołóżmy permanentne niewyspanie, spory wysiłek fizyczny i mamy odlot ....
Do domu wróciliśmy wieczorem.
Puzel wkur***ny na maxa, ja ledwie ciepła.
Młoda zmęczona i głodna, też wkur***na :)
Taaa.
A ja zmartwiona, że P się martwił, bo nie miałam jak mu maila napisać co się stało.....)
Idę jutro na aerotone, z tą samą instruktorką, która prowadzi zumbę.
Głupio mi się tam teraz pokazać na oczy...
Będą pewnie jakieś pytania, i obawa, że wywinę im ten sam numer ponownie....
Ale ja już będę grzeczna.
Łykam pigułki, yyyy dobrze się odżywiam
